Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fludi.bikestats.pl
  • DST 100.81km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 21.84km/h
  • VMAX 55.15km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 2200m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zauroczony kwiotkami-mutantami!

Sobota, 23 maja 2009 · dodano: 23.05.2009 | Komentarze 0

Pobudka jak co sobotę trochę późno, trzeba odespać tragiczny tydzień katorgi na polibudzie... Na chwilę się przebudziłem - gdy rodzice wyjeżdżali do babci - tylko po to, żeby wcisnąć mamie stojak pod pachę. Jeszcze sobie trochę pospałem, by gdzieś po 11 wyjść z domu. Kierunek babcia. Po drodze nalepiłem kilka plakatów piątkowej masy krytycznej, trochę więcej rozdałem ulotek.
Po dojeździe do babci wziąłem się ostro za cel mojej wizyty, bo chciałem mieć to jak najszybciej z głowy, żebym mógł się jeszcze gdzieś przejechać. Kosząc trawa zastanawiałem się gdzie by t pojechać i tak podjeżdżając po jednego kwiatka przypomniało się mi, że gdzieś niedaleko za Kochanowicami mają one swój rezerwat. A skoro one teraz kwitną u mnie w ogródku to i tam też będą.
Koniec koszenia, obiad zjedzony można ruszać, kilka jeszcze minut poświęcam na czyszczenie i smarowanie łańcucha, do tego dochodzi regulacja przedniej przerzutki, która coś nie chodziła tak jakbym sobie tego życzył. Czas się zbierać. Żeby jak najszybciej tam dojechać, wybieram drogę szosą na Opolę, przez Pietrzaki, Herby, Lisów aż do Kochanowic. Przejeżdżając obok starego parkingu, macha mi wesoło dziewczę. Typ: kaukaski, cera trochę spalona od słońca... Ale taki fach, że się łatwo opalić...
na ulicy ruch nie duży, więc się jedzie bardzo miło i szybko. Po dojechaniu do Kochanowic, w miejscu gdzie miałem zjeżdżać na szlak, był sklepik, więc się zatrzymałem w celu uzupełnienia zapasu wody. W momencie gdy ja płaciłem za butelkę wody, mój rower robiłem całkiem nie małe wrażenie wśród kilku dzieciaków, które były pod sklepem jak i pijaczków. Najbardziej dziwiły ich pedałki. Od pijaczków usłyszałem nawet drobny komentarz: Ty zobacz! Jak kurwa można jeździć w takich pedałach... Ano można... Kolejnym etapem ich zdziwienia było jak pozostałość butelki, która nie weszła do bidonu, przelewałem do camelback'a. Tym razem goście już ewidentnie nie wiedzieli co mówić.
Zostawiając wszystkich zdziwionych za sobą, wjeżdżam na szlak prowadzący prosto do rezerwatu rododendronów "Brzoza". Po minięciu kilku domów, zewsząd zaczęły mnie już otaczać łąki, a w oddali lasy. Kilka minut spokojnej jazdy, zachwycając się urokiem okolicy wjeżdżam w las. Gdzieś wewnątrz umysłu, czuję że jestem już blisko... Mijam kolejne stawy Gustaf, Walek, Nowa Brzoza. Na jednym widzę łabędzia, na kolejnym boćka i czaplę, które nim zdążyłem wyjąć aparat wzbijają się w powietrze. Jeszcze kilka zakrętów i już jestem na miejscu.
Pierwsze wrażenie? Oczy lekko się zwiększyły, nadając twarzy minę MEGAZDZIWKI! Mając w głowie obraz rododendronów z ogródka, a widząc to co mam przed sobą, przychodzi mi na myśl jedno słowo - mutanty!
Wbijam na tutejszą wieże widokową, żeby zrobić kilka zdjęć. Kilka wychodzi, ale po chwili pada bateria w aparacie i lipa... No to nie mam już co tu robić czas wracać do domu.
Wracam na niebieski szlak i uderzam nim na wschód. Po drodze, niczego szczególnego już nie ma. Poza tym, że sam szlak momentami jest kiepsko oznakowany, szczególnie koło skrzyżowań i zmian kierunku...
Dojeżdżam do miejscowości Łebki. Przejazd przez wieś kończy się tym, że rozpędzam kultystów, klęczących pośrodku drogi tarasując ją. To był chyba błąd, kilkadziesiąt metrów dalej ich szaman próbuje mnie rozjechać autem! Na szczęście uciekłem, w las gdzie się bał już zapewne wjeżdżać.
Jadąc sobie tak tym lasek i kierując się nim w stronę Herb, spotkały mnie dwie naprawdę niesamowite sytuacje. Pierwsza z nich to jakbym podążał z kamerą za akcją. Wpadając w jeden zakręt dogoniłem takiego niezbyt dużego, czarnego ptaszka z pomarańczowym dziobem, lecącego na wysokości trochę poniżej mojej linii oczu. A tuż przed ptaszkiem leciała jego przyszła ofiara, jakiś bąk, czy coś podobnego owadowego. Natomiast drugim naprawdę fajnym przeżyciem było usłyszeć przeraźliwy dźwięk pisku orła, a po chwili łopot skrzydeł uciekających mniejszych ptaków i pisk zdobytej ofiary. Szkoda, że później mimo częstego patrzenia na niebo nie udało się mi dostrzec krążącego orła.
Po dojechaniu do Herb wydłużam drogę do domu, trzymając sie dalej szlaku dojeżdżam do Cisia skąd odbijam do babci. Trochę zgłodniałem, robi się późno, a nie chce się mi szukać sklepu za batonikiem, wolę zjeść normalną kolację. Kolacja szybko wszamana, czas się zbierać do domu...
Byłbym zapomniał, projekt Onyx przeszedł dzisiaj do drugiego etapu.
Jak dobrze pójdzie w środę zostanie zakończony sukcesem.

W drodze do rezerwatu Brzoza © Fludi


Staw Walek © Fludi


Staw Nowa Brzoza © Fludi


Historia kwiatków-mutantów © Fludi


Szokujące?
Rododendrony © Fludi


Jeszcze więcej rododendronów © Fludi



Rododendrony © Fludi


Platforma © Fludi


Krzaki Rododendronów © Fludi





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!