Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 127851 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fludi.bikestats.pl
  • DST 39.98km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 20.33km/h
  • VMAX 63.47km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 650m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

V dzień w górach - Uphill na Równicę i powrót do domu

Niedziela, 5 lipca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 1

Pobyt u cioci w Beskidach niestety już powoli dobiega końca... Niedziela ostatni dzień, do 18 lub 21 mam czas, zależnie od tego na który pociąg do Częstochowy się zdecyduję. Chociaż wolę ten późniejszy, zawsze to więcej jazdy po górach.
Z domu kolejny raz wyjeżdżam dosyć późno bo koło 11.30. Trasa Cieszyn-Goleszów-Ustroń już pokonuję w dość szybkim tempie. W ustroniu wjeżdżam na Wisłostradę, która prowadzi mnie aż do Ustroń-Polana, gdzie jest droga prowadząca na szczyt Równicy. Po przejechaniu na drugą stronę rzeki i rozpoczęciu podjazd łapie mnie mocny deszcz, a miało być tak pięknie... Według wcześniejszych prognoz miała być piękna pogoda. No trudno, mżawka to nie jest więc namierzam szybko jakiś kiosk, w którym zakupiłem sobie batonika na przegryzienie i chowam się pod bliskimi drzewami przed deszczem. Troszkę ludzi tam przybyło, w tym część z nich tylko na chwilkę żeby założyć pelerynkę... W tym momencie w głowie świta mi tylko jeden pomysł - kiosk czy też takie coś mają albo może nawet co byłoby dla mnie lepsze rowerowa. 3zł w plecy i 5min później zaczynam podjazd po kocich łbach na Równicę w pięknej zielonkawej pelerynce. Następne 10min i strata tych 3zł na pelerynkę powoduje narastającą we mnie frustrację. Jestem pod nią bardziej mokry niż by mnie chyba deszcz zlał, który zaczął się zamienić bardziej w mżawkę. Zatrzymuję się na chwilkę troczę to badziewie do plecaka, załączam lampki (głównie po to żeby jakiś debil nie wjechał we mnie, gdyż droga zamienia się momentami w leśny tunel) i jadę dalej pod górę.
Kilkanaście minut później jest koło schroniska pełny satysfakcji, że udało się mi podjechać w takich warunkach. Szczególnie w dolnej części, gdzie koła się delikatnie ślizgały na tej przedziwnej kostce. Widoki z podjazdu piękne, chociaż rzadkie... Z prawie szczytu równie fajne. Koło schroniska blokując lekko parking, 3min odpoczynku i zaczynam podjazd na sam szczyt. Przejechałem jakieś 300m, spojrzałem w górę i stwierdziłem, że wracam. Pomysł był genialny bo nie zdążyłem zawrócić, a znów dopadł mnie ciężki deszcz, szybki zjazd pod parosole przy schronisku (wszyscy, którzy pod nimi siedzieli bojąc się zmoczenia uciekli do środka - cioty!), żeby schować się przed deszczem. Od tego deszczu zachciało się mi piwa, ale jak wszedłem do środka to przeraziła mnie kolejka i tłum ludzi przy barze. Bojąc się zostawiać rower bez widoku na niego dłużej niż 5 sekund, rezygnuję z piwka.
Padało tak dobrych kilkanaście minut, w końcu się wkurzyłem zadzwoniłem do kuzyna, żeby przyjechał po mnie autem, bo nie było szans, żebym w tą pogodę wracał z powrotem do Cieszyna.
Trochę się ludzie dziwnie patrzyli jak w czasie tego największego deszczu wyszedłem spod parasolek i zacząłem zjazd.
Jak w piątek się dosyć mocno zmęczyłem, a może nawet i lekko odwodniłem jeżdżąc po dolinie Wisełek, tak ten zjazd spowodował u mnie dość mocne wychłodzenie. Pierwsze chwile zjazdu były nawet ok, no gdyby nie brak błotników i wodą lecąca mi gdzieś w twarz, ale po wjeździe w las gdzie była o wiele niższa temperatura dostałem lekkich drgawek na rękach. Które po chwili mi przeszły gdy wyjechałem z lasu w otwartą przestrzeń, gdzie było mnóstwo mgły. Widoczność praktycznie zerowa, cały czas się trzymam prawej strony i za nic w świecie nie rozpędzam, lecz była też tego dobra strona ta mgła była bardziej jak dymek z hutniczego komina, w jej wnętrzu było o wiele cieplej...
Takich przejazdów było aż trzy. Znow wjeżdżam na kocie łby, trochę poniosła mnie na nich fantazja po rozpędziłem się na nich do dzisiejszego max. speed'a, głupek...
Na dole koło mostu czekał na mnie już kuzyn, składam rower, pakuję do środka i jedziemy do domu.
1.5h po powrocie pogoda się poprawia na jeszcze lepszą, w sumie jest tak jak sądziłem, że będzie. Trudno trochę mam przemoczone ciuchy, więc nie nadają się już do jazdy. Dlatego postanawiam pociągiem o 18 wracać do Częstochowy.
21.20 Częstochowa osobowa wyjazd z pociągu i sprint przez miasto do domu. Jeszcze tylko zjazd z promenady do lasku Aniołowskiego, gdzie chcę sprawdzić lampki jak się spisują w trochę większej ciemności.
No super rewelacja to nie jest... Widzę jakieś 2-3m przed sobą, zbyt szybko się z nią nie pojeździ, żeby omijać przeszkody... Chociaż przy spokojnej jeździe spokojnie wystarczy.

Widok z podjazdu na Równicę © Fludi


Kapitalne są serpentyny podjazdu na Równicę
A droga kręta jest... © Fludi


Widok z Równicy © Fludi


To właśnie w nią wjeżdżałem...
Widok na szczyt Równicy © Fludi





Komentarze
outsider
| 07:07 poniedziałek, 20 lipca 2009 | linkuj Kurczę ale Ci zazdroszczę tego wyjazdu, góry to mój żywioł a ja jeszcze w tym roku nic ostrego nie zjechałem, chyba zrobię jakiś wypad choćby na jeden dzień jak sprawy zawodowe pozwolą.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!