Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fludi.bikestats.pl
  • DST 80.88km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 67.09km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 212 (107%)
  • HRavg 150 ( 76%)
  • Podjazdy 565m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bogactwo emocji

Czwartek, 8 kwietnia 2010 · dodano: 09.04.2010 | Komentarze 2

Najpierw poranna przejażdżka (10km) do miasta w celu pozbycia się 2kg zużytych baterii, zapłacenia rachunków i rejestracji do lekarza... Z tych trzech rzeczy ostatnie mnie zaskoczyło, chociaż nie powiem spodziewałem pewnej kpiny z pacjenta - moje miejsce w kolejce do lekarza wypada na maj 2011r. Dobrze, że nie umieram, więc mogę póki co powiedzieć pierdolę polską służbę zdrowia.
A popołudniu straciwszy trochę zbędnego balastu kierunek Olsztyn. Najpierw przez lasek, ku Warcie, by zielona rowerówką dotrzeć na Mirów. Tutaj chwilkę się waham, który szlak dalej wybrać czerwony czy czarny rowerowy. Wybieram czerwony, trochę asfaltu i wbijam już w teren, szlak na całej swojej długości w lesie jest przejezdny, więc będę chyba tu teraz zaglądał częściej. W Kusiętach, na chwilkę uciekam z rowerówki, na rzecz czerwonego pieszego odbijającego w Towarne, tutaj równie da się jechać, więc jest całkiem przyjemnie, co raz więcej terenu, będzie trzeba powoli, żegnać szosy...
W Olsztynie planowałem zrobić nawrotkę i wracać do domu, ale słońce niby jeszcze wysoko było, a coś mnie podkusiło, żeby jechać w Sokole. Kierunek za zamek i czarno-czerwonym skierowałem się ku Sokolim, tylko znowu gdzieś się mi ten szlak trochę urwał i pojechałem w lekko inną stronę, ale po chwili byłem na żółtym pieszym i zielony "św. Idziego". Do dalszej jazdy wybieram zielony, jest początkowo fajnie, troszkę gałęzi i drzew leży na ścieżkach, ale zwinnie je omijam, póki nie postanowiłem znów zmienić szlaku inaczej niż zgodnie z wcześniejszym zamierzeniem. Zamiast wjazd na żółty wybieram, czerwony pieszy pod górę. Pierwsze metry jeszcze się jechało, później przyszło mi wziąć rower na ramie i dreptać pod górę. I z górki też bo szlak cały zawalony, ale jakoś to przebrnąłem. Na dole powróciłem na żółty, który równie mało przejezdny jest. Finalnie przy jednym wyjeździe wyczaiłem polną dróżkę ku Biskupicom. Trochę już dość miałem tych odcinków z buta i zaniżania średniej, więc wyjazd w pole.
W tym momencie kończy się przyjemność obcowania z naturą, radowania się śpiewem ptaków czy stukaniem dzięcioła mimo, iż mnie ona ostro spowalniała. Po wyjechaniu na tą w miarę utwardzoną ścieżkę dociera do mnie niezbyt miłe grzechotanie z okolic korby... Nie lubię takich akcji i jak później wykminiłem, padło najprawdopodobniej łożysko w prawej misce suportu. Oj czeka mnie zatem nowy wydatek.
Biskupice, moje ulubione podjazdy i jeszcze bardziej zjazdy. Na zjeździe w kierunku Olsztyna, coś pięknego się wydarzyło. Tegoroczna maksymalna prędkość, jak i największa, którą wykręciłem na tym rowerze 67.09km/h! Spokojnie byłoby 70km/h gdyby nie fakt, że z tyłu jechałem na niskim ciśnieniu, bo nie chciałem tej opony obciążać, ze względu na co raz bardziej rwący się oplot. Tylko, że pech chciał i przez ten oplot zrobiła się piękna dziura w oponie. Dzięki dziurce, aż dętka wychodzi na zewnątrz i na tym zjeździe "KA BOOOM!!", po czym słyszę znajomy świst powietrza oraz niezbyt przyjemne falowanie dupy roweru. Jakoś zjechałem na dół, dętkę załatałem, oponę też i spokojnie już się udałem do domu. W Olsztynie spotykam Wujka Stefiego z Trek'a, chwilkę z nim pogadałem i pognałem w stronę domu. Na rowerostradzie, znów to samo co i na zjeździe z Biskupic. Nie ma co wykorzystałem za ostatnie dni zwykle roczny zapas łatek, dzisiaj to już szczególnie; jedna na dętkę, a dwie na dziurę w oponie. Na końcu rowerostrady spotykam Sławka rolkarza. chwilkę z nim rozmawiam, przy okazji jego kumpel zwraca mi uwagę, że chyba powinienem wymienić już blacik 44T, bo mam niby ostro zęby zjechane... Hmmm, może to on jest winą tego przeskakującego od czasu do czasu łańcucha, szczególnie, że skacze tylko właśnie jak na niego wrzucę. No to chyba kolejny spory wydatek na najbliższe dni... Tylnej opony, już nawet tu nie liczę, bo z jej zmianą się noszę od początku sezonu.
Po ostatnim kapciu mam jeszcze mniejsze ciśnienie w oponie, więc jadę już byle jechać i dojechać do domu. Jakoś przez miasto się przedarłem, jeszcze na chwilkę skoczyłem do kumpla po klucz do suportu, jutro się nim zajmę. Bo dzisiaj po powrocie, tylko opony miejscami zamieniłem, a jutro czas będzie założyć jakąs nówkę.


Widok chwilkę po wjeździe ku Towarnym

Widok w Towarnych - Lisica © Fludi


Co chwilę taki widok na szlaku w Sokolich był
Ścieżka w Sokolich Górach © Fludi


A te śliczne kwiatuszki dostrzegłem, na skraju drogi kierując się już ku Olsztynowi, po złapaniu kapcia. Ktoś wie jak się nazywają?
Błękitny kwiatuszek © Fludi





Komentarze
fludi
| 15:51 niedziela, 25 kwietnia 2010 | linkuj A dziękuję Ci bardzo borsuku :)
Anonimowy borsuk | 15:31 sobota, 24 kwietnia 2010 | linkuj Błękitny kwiatuszek to przylaszczka pospolita.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!