Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fludi.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Dystans całkowity:1092.57 km (w terenie 246.00 km; 22.52%)
Czas w ruchu:48:58
Średnia prędkość:22.31 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:23150 m
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:54.63 km i 2h 26m
Więcej statystyk
  • DST 52.55km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 24.25km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pośród mogił

Sobota, 16 maja 2009 · dodano: 16.05.2009 | Komentarze 2

Gdy inni widząc lekki deszczyk rezygnują z planów, ja wkraczam do akcji. Co prawda nie zrealizowane tak jakbym może chciał, ale zawsze liczą się chęci. Błotniki, które od pewnego czasu poszły w nie pamięć, dzisiaj znów miały okazje być użyty. Szybki ich montaż. Podobnie z lampkami i można już jechać… Późne popołudnie, rzekłbym że składnia się już ku wieczorowi. No bynajmniej grubo po 19, zółto-czerwone słońce chyli się ku zachodowi. A ja natchniony wpisem z przed kilku dni lukas'a wybrałem się na początek na cmentarz żydowski. Promenada, AK, aleje, wzdłuż murów naszego aresztu, nad Wartą, zerknięcie na to co się dzieje na drugim brzegu rzeki. Galeria handlowa się buduje. Stare miasto jak przystało z nazwy, coraz bardziej stare i się sypie. Znów wzdłuż rzeki dojazd do cmentarza. Nie byłem tam chyba od czasu pomaturalnych wakacji, to już ze cztery lata... Kilka piw wypitych, coś jeszcze w zapasie i uderzamy na cmentarz. Dzień był prawie jak dziś trochę wietrzny, trochę padało. A na cmentarzu nieziemski klimat. Zmierzch, mnóstwo bluszczu i mnóstwo mgły nad ziemią. Po dojechaniu na miejsce, jednak mimo wielkiej nadziei klimacik z przed lat się nie odtworzył… A szkoda. Bluszczu, wciąż tu sporo, jak nie więcej… Lokalny mikroklimat musi bardzo sprzyjać rozwojowi tutejszej fauny, szczególnie urodzajne gleby… A jak i bujna flora to i fauna się rozwija, ptaszki ćwierkają.
Chwilka kręcenia się po cmentarzu i uciekam stąd ścigany przez dobre dusze do Olsztyna, gdzie na zamku straszy.
Kierunek obrany w stronę huty. Asfalt suchy, wiatru nie ma, więc tempo dość szybkie. Przez zakrętem na Odrzykoń na szybko zastanowienie, którędy dalej. Jednak pod wiaduktem i dalej ścieżką. Chwilkę po zjechaniu na tą gruntową drogę, przebiegają przede mną trzy sarenki, szkoda, że nie miałem aparatu w dłoni… Wjazd na ścieżkę rowerową i teraz na szybciocha gnanie w stronę Olsztyna. Zapomniałem dodać, akumulatorki w przedniej lampce padły, a tylna… No mruga jeszcze. Także mała zmiana koncepcja jazdy, jak najmniej ruchliwymi drogami, żeby mistrzowie jednej prostej we mnie nie dupnęli przypadkiem… Za stacją nie chce się mi skręcać na Skrajnicę i drałować tam pod górę, więc wybieram ulicę. Jedzie się nawet całkiem miło, praktycznie żadnego ruchu z naprzeciwka, poza jednym kolarzem (twardziel, bez żadnych lampek jechał), czasem coś mnie wyprzedziło. Nareszcie dojazd do Olsztyna i jak na złość! Gardło mi trochę zaschło - bidon, spokojnie sącząc powerade, słyszę za sobą z daleka ryk klaksonu pędzącego autobusu i właśnie teraz, gdy za całą wcześniejszą drogę z naprzeciwka nic nie jechało pojawił się mały sznurek aut… Bus szeroki, wyprzedzanie mnie na jednym pasie w tym momencie graniczy z cudem. Prawa ręka na hampel, lewa jakoś jednym palcem trzyma bidon resztą klamkę. Asfalt mokry, mnie po naciśnięciu klamki i próbie wbicia na chodnik stawia bokiem, tylnie koło po zblokowaniu czuję, że już się ślizga. O niczym innym teraz nie marzyłem jak zaliczyć glebę przed autobusem. Zwalniam hamulce i z pełną parą wbijam na chodnik, szybki skręt w lewo i udało się wyjść z opresji. Objazd rynku w Olsztynie i gnam czym prędzej do domu. Zaczyna się robić coraz ciemniej. Sprint przez Kusięta i Srocko, w którym odbijam w stronę Mstowa, a później wjeżdżam w las prowadzący na Mirów. Przejazd przez las, to jak szybka jazda po tunelu krecika, totalna ciemność! Koniec lasu i znowu sprint hetmańską, miałem tego nie robić, ale jednak mając okazję do jeszcze szybszej jazdy, przyspieszam na zjeździe, max speed dziś wykręcony był w mroku. Sekunda zastanowienia gdzie dalej? Ten dzień nie może się tak szybko skończyć, kręcę pod górę. Ze Złotej Góry całkiem ładny widok na zapalone miasto. Wjazd w aleje i mknę sobie już do domku…



Szlak martwych dusz © Fludi


Bujna flora z cmentarza © Fludi


Ku zbawieniu © Fludi


Wichry przeszłości © Fludi


Nagrobek nadrabina Nachuma Asza w postaci tumby © Fludi


Mleczna polana © Fludi


Razem, nawet po śmierci © Fludi


Troszkę inny grób... © Fludi


Ufff, udało się mi uciec z tego upiornego miejsca
Brama cmentarna © Fludi


Zmierzcha... © Fludi




  • DST 69.69km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 26.63km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolejny raz u babci

Piątek, 15 maja 2009 · dodano: 15.05.2009 | Komentarze 0

Kolejny dzień wolny od studiów dzięki Juwenaliom, na które i tak nie miałem zamiaru iść, więc pobudka troszkę później. Na szybko śniadanie i wyruszam w stronę Blachowni, do babci u której czeka na mnie zadanie bojowe do wykonania. Troszkę pomachałem młotkiem, aż w końcu stwierdziłem, że lepiej przestanę. Jeszcze jutro jak rodzice zobaczą czego dokonałem to dostanę burę za to, że przedobrzyłem. Skoro już miałem na sobie drobne ubranie robocze to uznałem, że zrobię to do czego zbierałem się od dłuższego czasu... Zmiany opon. Na stanie u babci leżała jeszcze Kenda, którą używałem wcześniej na przednim kole, więc się aż tak bardzo nie zjechała. Na szybko zdjęcie kół, Litlle Albert z przodu trafił do tyłu, a Kenda ponownie na przód. A stary łysek..? Do śmietnika. Korzystając dalej z okazji i mając nadmiar czasu do obiadu i "narzędzi" dorwałem jakieś stare szmaty, nasączyłem je nafta i jakąś ekstrakcyjną. Po czym wziąłem się za czyszczenie łańcucha z nadmiaru smaru z jeszcze większą ilością piachu innego brudu z dróg. To samo w przypadku kasety. Po tym drobnym zabiegu obie części napędu odzyskały trochę swojego blasku. Koła z powrotem w swoje miejsca trafiają, smaruje łańcuch, i golenie amorka. Jeszcze tylko drobne mycie ramy ostatnim kawałkiem szmatki z mała domieszką płynu do mycia naczyń. No i rower gotowy do ponownej jazdy. Prawie... Już jakiś czas temu uszkodziłem lekko koszyk od bidonu, dzisiaj zapomniałem o tym i zdewastowałem go zupełnie. No nic trudno, będę musiał kupić coś nowego. Spojrzenie na godzinę, w sam raz zmieściłem się w wolnym czasie do obiadu, po którym postanowiłem wracać do domu. Trasa wydłużona przez Konopiska. Po drodze podbicie do kumpla na Stradom, później po kolejnego i zacząłem z nimi objazd po rowerowych za nowym koszyczkiem. Szybki rekonesans i mam już swój typ. Czarny SQUAD Kellys'a za 25zł i wadze tylko 47g. Drobny objazd z kumplami miasta, piwko wypite i czas się zbierać do domu. Widzę, że chyba nici z mojej jutrzejszej przejażdżki przez deszcze przechodzące w okolicy, więc chyba zostanę w domu i się pouczę. Ewentualnie wybiorę się na jakąś krótka wycieczkę.

Nowy koszyczek na bidon, jak tylko go zobaczyłem na półce w sklepie wpadł mi w oko. Sądziłem, że będzie o wiele droższy, a tu jednak miłe zaskoczenie.

Kellys SQUAD © Fludi




  • DST 60.37km
  • Teren 16.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 21.82km/h
  • VMAX 56.37km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błądząc po lesie

Czwartek, 14 maja 2009 · dodano: 14.05.2009 | Komentarze 8

Na początek dnia krótka wycieczka po mieście, powrót do domu na obiad zmiana spodenek na coś z o wiele dłuższą nogawką i wyruszyłem w stronę Olsztyna. Stawiając sobie za pośredni cel podbicie na chwilkę na górę Ossona. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Po zjeździe w teren przed bodajże najwyższym wzniesieniem w Częstochowie, jakże miła niespodzianka mnie spotkała... Niezliczone połacie piachu na ścieżce. Trochę za szybki wjazd w nie, trochę za dużo mielenia korbami, nagła utrata przyczepności, a zarazem równowagi... Jakaś nie udana próba balansowania i padłem jak kłoda w ten piach. Niby się z SPD wypiąłem, ale nawet nie było jak i gdzie próbować się ratować. No to pierwsza większa gleba w sezonie zaliczona.
Klnąc na całego pod nosem zabrałem się za dalszy podjazd na szczyt górki. Nigdy nie wiedziałem co się w jej czeluściach kryje bo tak obetonowana miejscami jest. Albo tam był jakiś bunkier dowodzenia, w co szczerze wątpię. Albo o ile coś tam kojarzę, swego zbudowano tam zbiorniki retencyjne wody dla miasta czy coś w ten deseń... Po chwilki postoju na szczycie, gdzie udało się mi zrobić kilka zdjęć, mając w tle słońce zbierające się ku zachodowi, obrałem drogę już prosto na Olsztyn bez żadnych postojów.
W Olsztynie na ryneczku już standardowo uzupełnienie wody w bidonie i trochę namysłu co dalej... Spojrzenie na starą mapkę, która każdego coraz bardziej się targa i mam pomysł na powrót do domu. Najpierw do Skrajnicy, a później przez miejsca gdzie jeszcze nie byłem. W Skrajnicy postanowiłem odbić w stronę lasów, przez które zgodnie z planem miałem zamiar się przebijać do Warty, wyskoczyć gdzieś w okolicy Korwinów lub Słowik. Miałem niby po drodze wjechać na jakiś zielony pieszy szlak, ale... W miejscu jakiejś nagłej wycinki drzew wyjechałem na żółty, którego nie było nawet na mojej mapce... No ale nic stwierdziłem, że lepiej jechać szlakiem, który z pewnością gdzieś w okolicę Częstochowy prowadzi, niż błąkać się po leśnych duktach. A może ten żółty to nowe oznaczenie zielonego..? No nic tak czy inaczej znów lekko klnąc na los pod nosem pojechałem dalej. Szlak ogólnie bardzo kiepsko oznakowany, mnóstwo piachu, bo inaczej w końcu by być nie mogło... Tak czy inaczej miał mnie niby nad rzekę gdzieś koło Słowika wyprowadzić, a wyprowadził pod wiadukt nad wylotówką na Olsztyn... Zdziwienie całkiem spore. Nie powiem, żebym był jakoś szczególnie zachwycony dojazdem tak szybko do miasta. Chciałem się jeszcze poszwędać po łonie natury, ale trudno nie będę się wracał po tych piachach. No to przylepienie opon do asfaltu i gnam ku domu.

Chwilkę po tym jakże pięknym upadku.

Góra Osson © Fludi


Przepiękny widok na kombinat hutniczy...
Koksownia © Fludi


Tajny bunkier © Fludi


Panorama z góry Ossona © Fludi


Widok z wzgórza za Skrajnica © Fludi


Ścieżka do nikąd © Fludi




  • DST 27.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 23.14km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po mieście

Środa, 13 maja 2009 · dodano: 13.05.2009 | Komentarze 0

Troszkę jazdy po mieście. Do tego trochę męczenia się po łąkach na Północy i wzdłuż lasku Aniołowskiego.




  • DST 50.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 25.42km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed obiadem

Niedziela, 10 maja 2009 · dodano: 10.05.2009 | Komentarze 3

Dzisiejsza wycieczka to w sumie taka decyzja na szybko... Bo miałem cały dzień się uczyć, nadrabiać zaległości, ale dzień bez roweru to dzień stracony. Kierunek: Olsztyn. Trasa: do centrum - Złota Góra - Mirów - na czerwony szlak - Srocko - Kusięta - Olsztyn - Skrajnica - Częstochowa. Troszkę się nie odpowiednio ubrałem. Nie potrzebnie zabierałem ze sobą bluzę, no ale cóż sądziłem, że pogoda będzie gorsza i silniejszy będzie wiatr. A tu jak na złość, zrobiło się cieplej, wiatr troszkę się uspokoił; a ja muszę tachać ze sobą to bluzę okręconą w jakiś przedziwny sposób wokół pasa. W Olsztynie już z daleka widziałem, że wzgórze zamkowe pełne jest niedzielnych turystów, którzy przyjeżdżają tylko po to, żeby zrobić fotkę, którą wieczorem będą mogli wrzucić na naszą-klasę, więc nawet się tam nie pchałem. Objazd rynku zakup w monopolce butelki mineralki, drobne uzupełnienie płynów, chwilka postoju i czas wracać do domu na obiad. Chociaż po godzinie na liczniku widziałem już, będę jadł zimny, trudno mała strata... Będąc już w mieście, troszkę szybkiej jazdy między ludźmi po chodniku, wbicie na promkę, przed zjazdem do domu licznik wskazuje troszkę ponad 47km, kolejna szybka decyzja musi być wybita 5 z przodu, popędzenie przez lasek Aniołowski, później wokół jednostki i oto podjazd pod dom, licznik wskazuje 50.21km. Koniec na dziś jeżdżenia teraz obiad, a później nauka...

P.S. Prośba dla borsuka, przestań być anonimowy;)

Przełom Warty w Mirowie

Widok na Wartę © Fludi


Widok na zamek z troszkę dalszej perspektywy, drogi na Skrajnicę.
Zamek w Olsztynie © Fludi




  • DST 64.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 22.72km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do babci przez Wręczyce

Sobota, 9 maja 2009 · dodano: 09.05.2009 | Komentarze 0

Dojazd do babci poniżej 40min, zrobiony, chociaż nigdy nie był to mój cel... Wyszło z przypadku. A jeżdżenie do niej, oklepaną drogą na Opole, zaczyna mnie delikatnie nudzić. Także szukając wrażeniem i dłuższej jazdy, po zaliczeniu trasy przez Wrzosową, Huty Stare i Konopiska; przyszedł teraz czas na Wręczycę Wielką... Nie ma po drodze co prawda, niczego szczególnego i wartego zobaczenia (chyba...), ale jakoś drogę trzeba sobie wydłużyć. Trasa z domu aż do Parkitki taka sama, tylko tutaj na światłach odbijam ku ulicy Wręczyckiej. 10km prostej drogi i jestem we Wręczy Wielkiej, mijając wcześniej jakiś kilka okolicznych wiosek. We Wręczycy na skrzyżowaniu odbicie (w lewo) na drogę ku Blachowni). Po drodze, spotkałem znajomą, która się wybrała na krótką przejażdżkę do sklepu, po bułki na śniadanie (grubo po 11 było, no cóż niektórzy mogą pospać...), chwilka rozmowy i czas ruszać w dalszą drogę. I tu niespodzianka, tak około w połowie drogi do Malic, ktoś mnie dogonił swoją "meganką" i chamsko na mnie trąbi. Dodam, że jechałem środkiem pasa, tylko on za mną i kompletnie nic z przeciwka. Obejrzałem się będąc ciekaw, co to za debil nie potrafi wyprzedzić rowerzysty jadącego trochę ponad 30km/h. Jakiś taki prawie dziadzio... Coś tam zaczął wymachiwać zza szyby, jego luba zresztą też. No nic jakby nic uznałem, że głupimi nie warto się przejmować i podążałem, dalej środkiem pasa. Niestety gostek nie odpuścił dłuższą chwilę jechał za mną, aż w końcu przełom postanowił się zrównać ze mną i coś zza szyby dalej wymachiwać, pewnie niemy był skoro słów mu tak brakowało, małżonka chyba też bo nawet szyby nie raczyli otworzyć. No nic trudno, dla nich ręce grają hejnał środkowym palcem w podzięce. Delikatnie to gościa rozeźliło, bo chciał wyprzedzać, ale TIR z naprzeciwka zmusił go do schowania się za mną chociaż nawet trochę zwolniłem i zjechałem ku poboczu, po czym postanowił mnie wyprzedzić spory kawałek i na złość zatrzymać się tak ze 100m przede mną. Jakby liczył, że dupnę mu tył, tudzież zatrzymam się i porozmawiam z nim na migi.
Zdążyłem już spory kawałek ujechać, jak mnie kolejny raz dogonił i tym razem po "ludzku" wyprzedził. Naprawdę niesamowite małżeństwo.
I tak oto rozweselony trochę dojechałem sobie do Malic, skąd już lekko z górki popędziłem ku Blachowni. Na skrzyżowaniu, które prowadzi do Cisia, skręciłem w przeciwną stronę w las prowadzący do Blachowni, gdzie jakby nie patrzeć prowadzi jakiś szlak rowerowy, muszę się nim kiedyś przejechać, prowadzi on bodajże aż do Lublińca. Krótki objazd for fun & szpan wzdłuż stawu i przez centrum, wypad na drogę na Opole i gnanie do babci na obiad. Droga powrotna standardowa, wzdłuż wylotówki na Opole.

Kaczuszka pływająca sobie po stawie

Kaczuszka © Fludi




  • DST 77.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:09
  • VAVG 24.44km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

A piast wciąż brak...

Piątek, 8 maja 2009 · dodano: 08.05.2009 | Komentarze 2

Dzisiejszy dystans powiększony o 5km z dnia wczorajszego, gdy wracałem rowerkiem z serwisu. Byłem go odebrać, sądziłem że będzie w nim komplet nowych piast, a tu wał... Zamówione przez sklep piasty przyszły nie takie, jakieś inne w nich ośki były i mocowanie pod tarczę, której ja nie mam... No nic, rower musiałem odebrać weekend nadciąga, więc pojeździć choć troszkę trzeba.

A dzisiaj z rana szybki objazd, chyba wszystkich rowerowych w Częstochowie, szukając na szybko sklepu, który by miał piasty takie, jakie chcę, ale niestety... Trudno chyba będę się musiał wstrzymać na kilka dni znów z tymi piastami, chociaż bardzo mnie drażnią. Powrót do domu na obiad. A po obiadku, czując niedosyt kilometrów, obranie kierunku na Olsztyn. Trasa standard: laskiem nad Wartę, czerwony szlak aż do Olsztyna (w Srocku przedziwny rytuał na skrzyżowaniu koło krzyża, babcie i jakieś dzieciaki, odprawiały jakiś kult... zapewne szatana), powrót czarnym przez Odrzykoń.




  • DST 14.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 00:33
  • VAVG 25.45km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na wymianę piast

Poniedziałek, 4 maja 2009 · dodano: 04.05.2009 | Komentarze 0

Trasa taka trochę wymuszona, byle przejechać kilka kilometrów więcej niż te 5km, które mnie dzielą od rowerowego. Przez lasek Aniołowski, Makuszyńskiego, później Warszawkską, w aleje i do rowerowego. W końcu się w nim pojawiły upragnione przeze mnie dwie czarne piasty Novatec'a... Także rower na dwa dni idzie w odstawkę, nawet i dobrze bo mam naukę na środowy egzamin, więc nie będzie mnie korciło wyjść pojeździć.
Oprócz tego dzisiejszego dnia dostałem od kumpla ramę od kolarzówki Wheeler 4100. Na której mam zamiar zbudować sobie jakąś na początek fajną szosówkę. Jako, że w pierwszej kolejności będę wymieniał amortyzator w moim Kross'ie to pewnie budowa tego roweru skończy się dopiero pod koniec roku... W ogóle zanim zacznę zbierać części do niej muszę sobie poradzić z zapieczoną sztycą.

Oto jak wygląda ramka. Jest troszkę odarta, ale na razie mi to nie przeszkadza, gdyby co najwyżej ją wypiaskuję, a potem jakoś ciekawie pomaluję.

Rama Wheeler'a 4100 © Fludi


A tu można zobaczyć sztycę, która się delikatnie zapiekła w ramie.
Zapieczona sztyca w ramie © Fludi




  • DST 44.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 25.38km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień rekordowego tempa

Sobota, 2 maja 2009 · dodano: 02.05.2009 | Komentarze 0

Od początku dnia, nie miałem się co nastawiać na jakieś dłuższe trasy. Na daczy miało być trochę prac, wymagających mojego wykształcenia łopatologicznego i umiejętności obsługi kosiarki... Wyjazd z domu punktualnie o 10.00, dystans do pokonania dokładnie 19.53km. Trasa wiedzie głównie ścieżkami rowerowymi lub asfaltem, jak mam ochotę mogę sobie ją urozmaicić, jadąc bezdrożami, ale dziś sobie je darowałem, dwa dłuższe podjazdy kilka więcej zjazdów. Wydaje się droga być naprawdę prosta, jedyny jej minus wiatr w twarz, ale dziś się nim nie przejmowałem, bo dziś był dzień rekordu. Cały ten blisko 20km odcinek, po raz pierwszy udało się mi pokonać poniżej 40min, ze średnią jakiej jeszcze nigdy nie miałem 29.68km/h. Gdy to zobaczyłem po dojechaniu na miejsce, byłem w delikatnym szoku... Nie dane było się mi dłużej cieszyć tym wynikiem, bo praca czekała... No i tak z nią zleciał prawie cały dzień, poza spalonymi wczoraj ramionami i kolanami, dzisiaj doszły mi plecy i kark. Będzie się trzeba czymś nasmarować.
Trochę po 18, postanowiłem wracać do domu, tym razem trasa troszkę dłuższa. Odwiedziłem staw w Blachowni, a po dojechaniu do miasta skierowałem się ku Jasnej Górze by sobie z niej zjechać w aleje. Będąc pod nią jakiś trzech gości na MTB'kach pyknęło mi fotkę gdy im pomachałem. Zjazd w aleje, AK przez promkę i domek.




  • DST 118.00km
  • Teren 48.00km
  • Czas 06:07
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 2500m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zielonym szlakiem rowerowym Zygmunta Krasińskiego

Piątek, 1 maja 2009 · dodano: 01.05.2009 | Komentarze 0

Majówka, majówką, ale miesiąc zaczyna się dobrze. Pierwsza wycieczka od razu na ponad 100km (wykręcone dokładnie 118.43). Jest to także, pierwsza wycieczka w towarzystwie z ludźmi z częstochowskiego forum rowerowego, którym od razu chciałbym podziękować za miłą wycieczkę. I mam nadzieję, że będzie więcej takich.
Ale przechodząc do szczegółów... Trasa od samego początku można powiedzieć, że zielonym szlakiem rowerowym Zygmunta Krasińskiego, fragment który prowadził wzdłuż Warty został zastąpiony czerwonym szlakiem rowerowym. Dobrze, że się nie pchaliśmy tam nad rzekę, bo po wjeździe na Mirów grupa pasjonatów-entuzjastów szalała na quadach po szlaku wzdłuż, dewastując go. Dość szybki zjazd z Mirowa, powrót na właściwy szlak, którego się już praktycznie cały czas aż do Żarek trzymaliśmy. Kawałek za Mstowem odbijamy w lewo ku Warcie, gdzie udało się nam zobaczyć kilku fascynatów kajakarstwa, kiedyś się będę musiał wybrać na nie i przepłynąć jakiś fragment Warty. Po drodze przed Krasicami przy jakimś krzyżu wśród pól, kilkuminutowy postój, na drobną przekąskę i picie. Kolejny postój kilka kilometrów dalej przy krzyżu powstańców z czasów rozbiorów polski. Gdzieś nieopodal jest też ich mogiła...
Po chwili przebijania się przez piaszczyste leśne dukty dojazd do Woli Mokrzeskiej, a później do Smykowa, gdzie odbijam w jeden z najdłuższych odcinków w terenie. Bardzo ładny widoczek jest nad stawami Stawki, niestety brak zdjęcia. Jadąc sobie tak laskiem, nie zauważyliśmy, że szlak skręca na jezdnie... Mimo chwilowego zgubienia trasy i kierowania się ku Śmiertnemu Dębowi stwierdziliśmy, że nie zawracamy, tylko wsiadamy na czarny szlak i nim kierujemy się do Julianki, w której krzyżuje się on z naszą trasą. Po powrocie na szlak, za Sierakowem znów wjazd w lasy i sporą ilość piachu. Po dojeździe do Janowa, odbicie na rynek, kolejny krótki postój na przekąskę i picie. Delikatne skrojenie szlaku kierując się prosto na Złoty Potok, gdzie zrobiliśmy sobie troszkę dłuższy odpoczynek nad Amerykanem. Po odpoczynku przejażdżka wzdłuż wybudowanej ścieżki Ku Źródłom niestety, weekend sporo niedzielnych turystów, więc co chwilkę trzeba było zwalniać... Po dojechaniu do Ostrężnika, dla jednych było to kilka dodatkowych minut odpoczynku, dla drugich podejście pod jaskinię. Chwilka odpoczynku także pod jaskinią i czas ruszać w dalszą drogę. Po dojechaniu do Suliszowic, pod dość długim podjeździe, najszybszy w ciągu całej wycieczki zjazd z max prędkością. Z tego rozpędu i przyzwyczajenia, zamiast skręcić na dole w lewo w polną drogę wszyscy pojechaliśmy wzdłuż asfaltu w prawo, chwilka zastanowienia i zawracamy, gdy zniknęli nam mali zieloni kolarze na słupach...
Po powrocie na szlak droga do Żarek była, już czystą przyjemnością, sporo fajnego terenu, po którym można było się rozpędzić. W Żarkach znów kilka minut postoju koło rynku i koniec naszej trasy po zielonym szlaku rowerowym, nadszedł czas powrotu do domu, kierując się w stronę Poraja. Zjazd na czarny szlak prowadzący do Żarek Letnisko, w których to za stacją odbijamy już na Poraj, ku zbiornikowi. Jadąc kawałek wzdłuż zalewu, by napotkać po drodze przeszkodę w postaci małej rzeczki wpływającej do niego. Kładki nie ma, więc się musieliśmy z rowerkami przeprawiać po kamieniach. Mnie się udało przejść na sucho, chociaż niektórzy mieli okazję się zwodować. No nic trudno bywa...
Dalsza trasa wciąż nas wiodła wzdłuż brzegu zalewu, w końcu wjechaliśmy na klinkierową poniemiecką drogę w Poczesnej. Całkiem fajnie się po niej jedzie... Z Poczesnej skierowaliśmy się przez łąki za Hutą Starą B, ku Częstochowie. Dzięki niezłej znajomości okolicy przez jurczyka, poznałem całkiem przyjemny skrót prowadzący na Stradom, gdybym miał jechać samemu pewnie bym pojechał przez Wrzosową, mając delikatny podjazd. Dojazd do miasta i koniec wycieczki... Jeszcze na chwilkę wraz z ekipą, po zaproszeniu wstąpiliśmy do jurczyka na kawkę. Dłuższa chwila odpoczynku, ciasteczko, batonik, miła pogawędka i czas się zbierać do domu. Dobrze że zabrałem ze sobą bluzę z długim rękawem. Po tej dłuższej chwili odpoczynku, wszystkich zaczęły przechodzić delikatne ciarki z zimna. Teraz już każdy jedzie w swoją stronę, ja jeszcze przez aleję odprowadziłem kawałek Marcina i jazda ku kochanym PeeLeNom. Szybki przejazd wzdłuż AK, jeszcze szybszy promenadą. Miałem się jeszcze troszkę przejechać wokół osiedla, żeby mieć równe 120km, ale jakoś tak zrezygnowałem...

Krzyż powstańców

Krzyż © Fludi


Wejście do pałacu Raczyńskich w Złotym Potoku, nawet Emilka się załapała do zdjęcię ;)
Pałac Raczyńskich © Fludi


Wejście do Ostrężnickiej jaskini
Jaskinia Ostrężnicka © Fludi