Info
Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 127851 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Kwiecień2 - 0
- 2012, Marzec9 - 1
- 2012, Luty1 - 0
- 2011, Wrzesień5 - 2
- 2011, Sierpień19 - 0
- 2011, Czerwiec5 - 2
- 2011, Maj18 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 6
- 2011, Marzec15 - 10
- 2011, Luty1 - 2
- 2011, Styczeń2 - 0
- 2010, Listopad4 - 0
- 2010, Październik6 - 3
- 2010, Wrzesień8 - 0
- 2010, Sierpień23 - 0
- 2010, Lipiec10 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj14 - 11
- 2010, Kwiecień18 - 16
- 2010, Marzec13 - 11
- 2010, Luty3 - 4
- 2010, Styczeń1 - 3
- 2009, Grudzień4 - 8
- 2009, Listopad12 - 18
- 2009, Październik8 - 0
- 2009, Wrzesień6 - 0
- 2009, Sierpień24 - 8
- 2009, Lipiec31 - 30
- 2009, Czerwiec20 - 8
- 2009, Maj20 - 30
- 2009, Kwiecień18 - 4
- 2009, Marzec4 - 0
Jura
Dystans całkowity: | 5314.01 km (w terenie 1790.64 km; 33.70%) |
Czas w ruchu: | 241:51 |
Średnia prędkość: | 21.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.09 km/h |
Suma podjazdów: | 58745 m |
Maks. tętno maksymalne: | 213 (108 %) |
Maks. tętno średnie: | 186 (94 %) |
Suma kalorii: | 33218 kcal |
Liczba aktywności: | 80 |
Średnio na aktywność: | 66.43 km i 3h 01m |
Więcej statystyk |
- DST 125.06km
- Teren 64.00km
- Czas 06:03
- VAVG 20.67km/h
- VMAX 63.04km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 4300m
- Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Drugi dzień testów A6 - kierunek Mirów i Bobolice
Niedziela, 14 czerwca 2009 · dodano: 16.06.2009 | Komentarze 0
Kolejny dzień testów zapowiadał się całkiem miło, czyli wpakowanie roweru na najlepszy teren w okolicy - Jura, a dokładniej szlakami do Mirowa i Bobolic. Ekipa wyjazdowa to Faki, Lukas, Sforza i STi. Wyjechaliśmy spod Jagielończyków chwilkę po 10, kierując się w stronę huty, odbicie nad rzekę i jazda wzdłuż niej, wskok na czarny rowerowy do Skrajnicy, z której nie zjeżdżamy do Olsztyna, omijając go i kierując się terenem do Zrębic. W Zrębicach w przeciwną stronę mija nas peleton szosowców, który wyruszał mniej więcej o tej samej godzinie co i my także z pod Jagielończyków. No cóż mają ostre tempo... W Zrębicach za Kościołem wskakujemy w teren, gdzie zaczynają się coraz ciekawsze górki i podjazdy. No, ale mnie to nie zraża w końcu idealna trasa do sprawdzenia siebie i roweru. Dalsza trasa prowadzi do Złotego Potoku, każdą miła formą terenu podjazdy, zjazdy, piachy, kamienie, itd... W Złotym Potoku krótki odpoczynek pod dworkiem Krasińskich wśród zabytkowych pomp strażackich, żeby przegryźć co nie co. A później dalsza jazda w stronę Ostrężnika ścieżką zdrowia Ku źródłom. Przy jednym źródełku zatankowaliśmy trochę nasze bidony i pognaliśmy dalej. Za Ostrężnikiem wjazd na czarny pieszy szlak rowerowy, gdzie spotkała mnie nie mała niespodzianka. Coś czego nie spodziewałem się, wiem że wielu się już zdarzało... Skrzywienie haka przerzutki. Na podjeździe w pewnym momencie usłyszałem, że coś mi telepie po szprychach w tylnim kole sądziłem, że to jakieś drobne gałązki, gdy spojrzałem nic nie było w kole, a przerzutka była nienaturalnie wygięta. Nie powiem w pierwszej chwili się wkurzyłem dość mocno, ale od razu przystąpiłem do naprawy skrzywiony wózek przerzutki wyprostowałem dłońmi, wyszło nawet prosto. Najważniejsze, że zachowała się jakaś liniowość prowadzenia łańcucha. Z hakiem było już trochę gorzej coś tam dłońmi na wystających korzeniach niby go sprostowałem, ale jednak to nie było to. Na szczęście z pomocą przyszedł Faki, który wiózł ze sobą porządnego długiego imbusa, dzięki któremu po zaparciu się udało się mi jakoś przeciągnąć nawet ciut za bardzo ten skrzywiony hak. Na szybko przykręcenie przerzutki, założenie łańcucha i jedziemy dalej. Nawet nie jest źle, chociaż w pierwszych chwilach, przerzutka nie do końca chodziła jak należy, ale się sama dotarła po kilkudziesięciu metrach.
Po tym małym defekcie, jeszcze troszkę lasem pod górkę, a później z górki do Trzebniowa, gdzie zrobiliśmy 5min postój pod sklepem, gdzie największy był wybór win, szczególnie w smakach można było przebierać. Z Trzebniowa kawałek asfaltem i znów wjazd w teren, żeby przebijać się w stronę Niegowy, w której de fakto jak sądzę, chyba nawet nie byliśmy, tylko Mariusz gdzieś nas tak ładnie poprowadził teren, że po wjeździe na jedno z wzniesień ujrzeliśmy cel naszej wycieczki – Mirów, tam się wybieramy, ale najpierw zahaczymy o Bobolice.
Do Bobolic dostaliśmy się niebieskim pieszym szlakiem Warowni Jurajskich, naprawdę piękna jazda jest w takim terenie. Można się tu świetnie sprawdzić zarówno psychicznie jak fizycznie. Zjeżdżając już do samych Bobolic zagubił się nam Faki, który został trochę w tyle i zgodnie z naszym wcześniejszym uzgodnieniem, obiad mieliśmy zjeść w Mirowie. Faki pojechał do Mirowa, a nasza pozostała czwórka na chwilkę zatrzymała się pod zamkiem w Bobolicach. Szkoda, że nie było czasu wejść na niego zrobić kilka zdjęć, ale musieliśmy jechać szukać Faki’ego. Pognaliśmy szybko zatem do Mirowa szukając go. Kółeczko wokół zamku i knajpek pobliskich, żeby go odnaleźć i w końcu jest siedzi w jednej mając przed sobą ładnie pachnącą zupkę.
Po ponad godzinnej przerwie z obiadkowo-piwnej ruszyliśmy w drogę powrotną. Kawałek asfaltem kierując się czarnym szlakiem Zamków przez Łutowiec do Moczydła, a następnie zjazd do Trzebniowa, skąd pojechaliśmy w stronę Ludwinowa by w pewnym momencie odbić w lasy na Złoty Potok. W Złotym Potoku kolejny raz wjeżdżamy na Aleje Klonów i czerwony pieszym szlakiem kierujemy się, aż do Zrębic, tam zmiana szlaku z pieszego na rowerowy i jedziemy do Olsztyna. Krótki postój na rynku, pogawędka i kierujemy się czarnym szlakiem przez Skrajnicę do Częstochowy. Zgodnie z informacjami licznika Mariusza suma przewyższeń na całej trasie wyniosła ponad 1000m.
Wycieczka naprawdę bardzo udana, mimo małej przygody z rowerem. Ale jak przystało na drugi dzień testów, całkiem nieźle się spisywał amortyzator się miło rozbujał, ewidentnie teraz widać, że zaczyna swoją pracę i czuć jego skok, trochę linka od manetki blokady skoku co prawda była za luźno ustawiona, ale to jest rzecz do szybkiej regulacji samemu, wystarczy tylko jeden mały kluczyk nimbusowy, którego nie mam, więc muszę jechać z tym do serwisu. Napęd pomimo tej usterki chodzi cały czas ładnie i płynnie. Na wszelki wypadek, muszę się zaopatrzyć w zapasowy hak, żeby nie mieć więcej takich przygód… Po tej jeździe mogę śmiało powiedzieć, że rowerek rewelacja, tego mi trzeba było. Troszkę przyciężki przez tego Dart’a, no ale za jakiś czas go wymienię na kilo lżejszą Rebe, a w najgorszym wypadku na Recon’a.Pompa ręczna 194
© FludiPompa ręczna 197
© FludiPompa-zaprzęg
© FludiWidok na kilka pomp i Faki'ego
© FludiLukas robiący zdjęcie
© FludiPrawie wszyscy uczestnicy wycieczki
© FludiPałac Raczyńskich w Złotym Potoku
© FludiUzupełnianie bidonów wodą ze źródełka
© FludiZamek w Mirowie
© Fludi
- DST 73.96km
- Teren 45.00km
- Czas 03:28
- VAVG 21.33km/h
- VMAX 61.46km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 1300m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnie wspaniałe chwile
Środa, 10 czerwca 2009 · dodano: 12.06.2009 | Komentarze 0
Trochę późno, ale w końcu mam chwilę spokoju by dodać wpis... Wycieczka z środy.
Pogoda trochę nie pewna popołudniu była, jakiś tam drobny deszczyk po drodze był, ale jednak się wybrałem na przejażdżkę, najpierw na chwilę do miasta do znajomego. A później po rozmowie z lukas'em parę minut po 18, grzałem jak w amoku do Olsztyna, który miał na mnie tam zaczekać razem z dojeżdżającym na miejsce Sforzą. 42min później byłem już w Olsztynie - trasa standardowo czerwony szlak. Zaraz po spotkaniu jazda w dalszą drogę. Zielonym szlakiem na Biskupice, do których nie mamy zamiaru kręcić pod górkę; jedziemy prosto przez lasy na Choroń, a następnie do Poraja. W Poraju za stacją PKP wjazd na żółto-zielony szlak prowadzący lasami koło szybów kopalni w Dębowcu. Po połączeniu się żółtego z niebieskim, przesiadka na ten drugi prowadzący na Kręciwilk. I na tym szlaku najwięcej przygód...
Po pierwsze kałuże, kałuże i jeszcze raz kałuże. Efekt - w końcu mamy dość omijania ich, bo mimo wszystko ufajdani błotem i tak jesteśmy.
Po drugie, żeby nie jechać po szlaku, który był z lekka mokrymi piachami jechaliśmy boczną ścieżką prowadzącą obok pod drzewami. No i w jednym miejscu, gdzie jakiś korzeń przechodził przez ścieżkę, tak że wjechałem na niego pod małym kątem.
Efekt - dupa w górę i lecę do przodu. A jakiś czas temu się zastanawiałem, jak wygląda fikołek w SPD? No to już doskonale wiem, po części mój odruch, a po części siła wyrzutu wypięła mnie. Trochę obiłem upadając lewe biodro, ale ogólnie jest ok. No i dobrze, że jadący tuż za mną lukas zdążył wyhamować.
Po trzecie jadąc szlakiem, przy drodze było coś szarego, co w pierwszej chwili uznałem za zająca, dla którego nie warto się było zatrzymywać, gdyż pewnie by i tak zdążył zwiać. Ale jak się okazało zając nie zwiał i postanowił jednak być puszczykiem, czy też jakąś inną sową... Najprawdopodobniej musiała wypaść z gniazda, które było gdzieś tam wysoko w górze. Więcej się stroszyła i syczała na nas, zamiast uciekać.
Po dojechaniu do miasta, skręt nad Wartę koło zbiorników wodnych, jadąc w delikatnej mgiełce, która była wszędzie wokoło, a żeby było fajniej ścieżka była trochę szersza od kółek. Dojazd pod Jagielończyków i się zaczynamy rozdzielać, kierując do domów.
Podsumowując dzień to zgodnie ze sloganem reklamowym grupy SLX - It was a great day.
Mam nadzieję, że w piątek, tj. dzisiaj będę w końcu miał już mój nowy rowerek i będę się mógł teraz na nim wyżywać.
Fotka puchacza, skradziona z wpisu na blogu SforzareZdjęcie z wycieczki rowerowej
© matotr
A tak ja wyglądałem po wejściu do domu...Ja, czyli Fludi
© Fludi
Rower następnego dnia, gdy zabierałem się za czyszczenie. Ogólnie około 4h straciłem na wyczyszczenie wszystkie na błysk i trochę ponad 2h na wypranie bluzy z tych plamek błota.Brudas
© Fludi
- DST 52.87km
- Teren 8.00km
- Czas 02:29
- VAVG 21.29km/h
- VMAX 59.79km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Mstowa
Poniedziałek, 8 czerwca 2009 · dodano: 08.06.2009 | Komentarze 1
Z rana rowerkiem na uczelnie, zamówić nowy rower, później nauka...
Po obiedzie krótka przerwa w nauce do sesji i wypadam z Marcinem do Mstowa, zielonym szlakiem rowerowym. Natomiast powrót asfaltem przez Wyczerpy.
- DST 45.84km
- Teren 18.00km
- Czas 02:02
- VAVG 22.54km/h
- VMAX 53.63km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Udany drafting
Niedziela, 24 maja 2009 · dodano: 24.05.2009 | Komentarze 0
Do obiadu już nie wiele czasu pozostało, ale jednak wychodzę pojeździć, jak coś najwyżej będę jadł zimny. Sprint do miasta, przejazd przez aleje ku Zawodziu, gdzie koło szpitala doganiam busa, który właśnie ruszył. Podjazd na wiadukt kończy się udanym drafting'iem za busem, który jechał koło 45km/h, a ja tuż za nim.
Na szczycie wiaduktu, ucieczka na lewy pas i mknę już ku Złotej Górze. Szkoda, że ten bus tędy nie jechał, bo bym chętnie tutaj wykorzystał to miłe zjawisko. Trzymając się cały czas szlaku dojazd na rynek w Olsztynie, w sklepie zakup butelki wody, 5min postój i powrót do domu czarnym szlakiem. Na chwilkę tylko z niego zjeżdżając w Odrzykoniu koło stacji na ścieżkę rowerową. Po drodze rozdałem większym grupkom rowerzystów ostatnich kilka sztuk, ulotek najbliższej Masy Krytycznej.
Jadąc koła Guardian'a, znudziła mi się troszkę jazda asfaltem, więc odbijam na skuśkę ku rzece. Szybko do centrum, znów przejazd przez aleje i do domu.Żuczek
© Fludi
Spokojnie sobie jadę drogą, a tu co?! Takie coś nagle przede mną wyrasta!Zwalone drzewko
© FludiWzgórze zamkowe
© FludiWiatrak
© Fludi
- DST 52.25km
- Teren 10.00km
- Czas 02:32
- VAVG 20.62km/h
- VMAX 51.15km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 1100m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
W towarzystwie do Olsztyna
Środa, 20 maja 2009 · dodano: 20.05.2009 | Komentarze 2
Ze względu na naukę do jutrzejszego kolokwium z PKM'u zajęcia się dla mnie skończyły 2h wcześniej, więc postanowiłem naddatek czasu wykorzystać na krótką i szybką przejażdżkę do Olsztyna. Z początku miałem jechać samemu, ale jakoś tak w bardzo krótkim czasie, okazało się, że wyjazd będzie w 4-osobowym składzie. Maciek, Mariusz, Marcin i oczywiście ja.
Trasa: nad Wartą, wskok na czerwony rowerowy, którego się już trzymamy do samego Olsztyna. W Olsztynie, krótki postój na rynku, uzupełniając płyny wraz z przesiadką na zamek, gdzie po drodze zwinnie ominęliśmy panią zbierającą myto za wejście na wzgórze zamkowe. Powrót do Częstochowy czarnym szlakiem, ze zmianą na zielony. Jadąc sobie ścieżką rowerową mieliśmy okazję zobaczyć zawalidrogi w postaci rolkarzy, którzy drętwo patrzyli się w coś na ziemi. Po przejechaniu tuż obok, dostrzegłem ich obiekt niezwykłego zainteresowania... Niezbyt duża żmija! Wow, naprawdę niesamowitą gadzinę wypatrzyli. Przejeżdżając przez most koło huty postanowiliśmy skrócić sobie drogę jadąc znów nadrzeką, na chwilkę trafiliśmy na treningowy tor żużlowy dla młodzików. Po obejrzeniu kilku sparingów, pojechaliśmy dalej wzdłuż rzeki. Przejeżdżając koło zjazdu na cmentarz Maciej i Mariusz pojechali go odwiedzić, a ja z Marcinem popędziliśmy na spotkanie forumowiczów w sprawie masy krytycznej.
- DST 81.25km
- Teren 14.00km
- Czas 03:52
- VAVG 21.01km/h
- VMAX 43.73km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 1600m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Oczy tej małej jak dwa błękity
Niedziela, 17 maja 2009 · dodano: 17.05.2009 | Komentarze 2
Kolejny dzień z serii "miałem się uczyć cały dzień"... Chociaż dostałem SMS od koleżanki, z zapytaniem czy mam chęć jechać do Olsztyna. No byłem tam wczoraj, ale co mi tam warto wyjść przewietrzyć umysł w miłym towarzystwie. Spotkanie w alejach pod szczytem. Trochę się wrąbaliśmy, bo zapomniałem, że dzisiaj jest jakieś Tour de Częstochowa, trudno…
Krążąc między ludźmi jakoś uciekam stąd kierujemy się ku Zawodziu, a stamtąd już do Olsztyna. Góra Ossona zostaje szybko gdzieś za nami, całkiem sympatycznie jedzie się nam ulicą, chociaż ruch spory, dlatego uciekamy w las na czerwony szlak. Piachów nawet jakoś wiele nie ma, ale gorszy jest stromy podjazd na Zieloną Górę obsypany suchymi liśćmi, przyczepność jak na lodzie… Idąc pod górkę z rowerem na ramieniu prędkość, wcale nie większa niż wcześniej jechaliśmy, więc nie ma to już dla mnie większego znaczenia. Kilka minut odpoczynku koło wejścia do jaskini, która odziwo nie była dziś obstawiona przez grotołazów. I dobrze bo w końcu mogłem zrobić kilka zdjęć tam. I niestety wracamy do miasta, niestety nie każdy nadaje się na dłuższe jazdy mimo sporych chęci.
Jak już tak wyszedłem na ten rower, to nie mogę wrócić do domu z tak krótkim dystansem, taką marną średnią, energia mnie roznosi… Na szybko podejmuję decyzję – do babci przez Konopiska! Rajd przez centrum przebijając się w stronę Stradomia, następnie Dźbowa. Mimo całkiem sporego ruchu, jedzie się nawet miło, a co najważniejsze szybko. Po drodze wyjeżdżając z Konopisk, spotykam kogoś przesympatycznego… Znaczy się Emilkę, wracała do domku od babci. Także sobie troszkę potowarzyszyliśmy we wspólnej jeździe. Mając towarzystwo, do babci wstępuje tylko na chwilkę porwać jakieś ciasteczka i uzupełnić poziom wody w bidonie. Jak dobrze, że u babci zrobiłem sobie stały zapas mineralnej, tak na wszelki. Babcia była tak w ogóle w lekkim szoku, kto się tak na szybko zjawił u niej w progu.
Mimo, że słońce już się coraz mocniej chyliło ku zachodowi, postanowiłem odprowadzić Emilkę do Wręczycy. Z Blachowni to bliziutko. Po dojeździe do Wręczycy, niestety trzeba było się rozstać i pędzić do domu. Kolejne wioski po drodze mijane w dość szybkim tempie i w końcu wjazd do miasta, jeszcze kilka chwil i jestem już w domu.Środek jaskini
© FludiWejście do jaskini w Zielonej Górze
© FludiSkała wejściowa
© FludiPrzed wejściem do jaskini
© Fludi
- DST 52.55km
- Teren 5.00km
- Czas 02:10
- VAVG 24.25km/h
- VMAX 48.00km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 1500m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Pośród mogił
Sobota, 16 maja 2009 · dodano: 16.05.2009 | Komentarze 2
Gdy inni widząc lekki deszczyk rezygnują z planów, ja wkraczam do akcji. Co prawda nie zrealizowane tak jakbym może chciał, ale zawsze liczą się chęci. Błotniki, które od pewnego czasu poszły w nie pamięć, dzisiaj znów miały okazje być użyty. Szybki ich montaż. Podobnie z lampkami i można już jechać… Późne popołudnie, rzekłbym że składnia się już ku wieczorowi. No bynajmniej grubo po 19, zółto-czerwone słońce chyli się ku zachodowi. A ja natchniony wpisem z przed kilku dni lukas'a wybrałem się na początek na cmentarz żydowski. Promenada, AK, aleje, wzdłuż murów naszego aresztu, nad Wartą, zerknięcie na to co się dzieje na drugim brzegu rzeki. Galeria handlowa się buduje. Stare miasto jak przystało z nazwy, coraz bardziej stare i się sypie. Znów wzdłuż rzeki dojazd do cmentarza. Nie byłem tam chyba od czasu pomaturalnych wakacji, to już ze cztery lata... Kilka piw wypitych, coś jeszcze w zapasie i uderzamy na cmentarz. Dzień był prawie jak dziś trochę wietrzny, trochę padało. A na cmentarzu nieziemski klimat. Zmierzch, mnóstwo bluszczu i mnóstwo mgły nad ziemią. Po dojechaniu na miejsce, jednak mimo wielkiej nadziei klimacik z przed lat się nie odtworzył… A szkoda. Bluszczu, wciąż tu sporo, jak nie więcej… Lokalny mikroklimat musi bardzo sprzyjać rozwojowi tutejszej fauny, szczególnie urodzajne gleby… A jak i bujna flora to i fauna się rozwija, ptaszki ćwierkają.
Chwilka kręcenia się po cmentarzu i uciekam stąd ścigany przez dobre dusze do Olsztyna, gdzie na zamku straszy.
Kierunek obrany w stronę huty. Asfalt suchy, wiatru nie ma, więc tempo dość szybkie. Przez zakrętem na Odrzykoń na szybko zastanowienie, którędy dalej. Jednak pod wiaduktem i dalej ścieżką. Chwilkę po zjechaniu na tą gruntową drogę, przebiegają przede mną trzy sarenki, szkoda, że nie miałem aparatu w dłoni… Wjazd na ścieżkę rowerową i teraz na szybciocha gnanie w stronę Olsztyna. Zapomniałem dodać, akumulatorki w przedniej lampce padły, a tylna… No mruga jeszcze. Także mała zmiana koncepcja jazdy, jak najmniej ruchliwymi drogami, żeby mistrzowie jednej prostej we mnie nie dupnęli przypadkiem… Za stacją nie chce się mi skręcać na Skrajnicę i drałować tam pod górę, więc wybieram ulicę. Jedzie się nawet całkiem miło, praktycznie żadnego ruchu z naprzeciwka, poza jednym kolarzem (twardziel, bez żadnych lampek jechał), czasem coś mnie wyprzedziło. Nareszcie dojazd do Olsztyna i jak na złość! Gardło mi trochę zaschło - bidon, spokojnie sącząc powerade, słyszę za sobą z daleka ryk klaksonu pędzącego autobusu i właśnie teraz, gdy za całą wcześniejszą drogę z naprzeciwka nic nie jechało pojawił się mały sznurek aut… Bus szeroki, wyprzedzanie mnie na jednym pasie w tym momencie graniczy z cudem. Prawa ręka na hampel, lewa jakoś jednym palcem trzyma bidon resztą klamkę. Asfalt mokry, mnie po naciśnięciu klamki i próbie wbicia na chodnik stawia bokiem, tylnie koło po zblokowaniu czuję, że już się ślizga. O niczym innym teraz nie marzyłem jak zaliczyć glebę przed autobusem. Zwalniam hamulce i z pełną parą wbijam na chodnik, szybki skręt w lewo i udało się wyjść z opresji. Objazd rynku w Olsztynie i gnam czym prędzej do domu. Zaczyna się robić coraz ciemniej. Sprint przez Kusięta i Srocko, w którym odbijam w stronę Mstowa, a później wjeżdżam w las prowadzący na Mirów. Przejazd przez las, to jak szybka jazda po tunelu krecika, totalna ciemność! Koniec lasu i znowu sprint hetmańską, miałem tego nie robić, ale jednak mając okazję do jeszcze szybszej jazdy, przyspieszam na zjeździe, max speed dziś wykręcony był w mroku. Sekunda zastanowienia gdzie dalej? Ten dzień nie może się tak szybko skończyć, kręcę pod górę. Ze Złotej Góry całkiem ładny widok na zapalone miasto. Wjazd w aleje i mknę sobie już do domku… Szlak martwych dusz
© FludiBujna flora z cmentarza
© FludiKu zbawieniu
© FludiWichry przeszłości
© FludiNagrobek nadrabina Nachuma Asza w postaci tumby
© FludiMleczna polana
© FludiRazem, nawet po śmierci
© FludiTroszkę inny grób...
© Fludi
Ufff, udało się mi uciec z tego upiornego miejscaBrama cmentarna
© FludiZmierzcha...
© Fludi
- DST 60.37km
- Teren 16.00km
- Czas 02:46
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 56.37km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 2100m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Błądząc po lesie
Czwartek, 14 maja 2009 · dodano: 14.05.2009 | Komentarze 8
Na początek dnia krótka wycieczka po mieście, powrót do domu na obiad zmiana spodenek na coś z o wiele dłuższą nogawką i wyruszyłem w stronę Olsztyna. Stawiając sobie za pośredni cel podbicie na chwilkę na górę Ossona. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Po zjeździe w teren przed bodajże najwyższym wzniesieniem w Częstochowie, jakże miła niespodzianka mnie spotkała... Niezliczone połacie piachu na ścieżce. Trochę za szybki wjazd w nie, trochę za dużo mielenia korbami, nagła utrata przyczepności, a zarazem równowagi... Jakaś nie udana próba balansowania i padłem jak kłoda w ten piach. Niby się z SPD wypiąłem, ale nawet nie było jak i gdzie próbować się ratować. No to pierwsza większa gleba w sezonie zaliczona.
Klnąc na całego pod nosem zabrałem się za dalszy podjazd na szczyt górki. Nigdy nie wiedziałem co się w jej czeluściach kryje bo tak obetonowana miejscami jest. Albo tam był jakiś bunkier dowodzenia, w co szczerze wątpię. Albo o ile coś tam kojarzę, swego zbudowano tam zbiorniki retencyjne wody dla miasta czy coś w ten deseń... Po chwilki postoju na szczycie, gdzie udało się mi zrobić kilka zdjęć, mając w tle słońce zbierające się ku zachodowi, obrałem drogę już prosto na Olsztyn bez żadnych postojów.
W Olsztynie na ryneczku już standardowo uzupełnienie wody w bidonie i trochę namysłu co dalej... Spojrzenie na starą mapkę, która każdego coraz bardziej się targa i mam pomysł na powrót do domu. Najpierw do Skrajnicy, a później przez miejsca gdzie jeszcze nie byłem. W Skrajnicy postanowiłem odbić w stronę lasów, przez które zgodnie z planem miałem zamiar się przebijać do Warty, wyskoczyć gdzieś w okolicy Korwinów lub Słowik. Miałem niby po drodze wjechać na jakiś zielony pieszy szlak, ale... W miejscu jakiejś nagłej wycinki drzew wyjechałem na żółty, którego nie było nawet na mojej mapce... No ale nic stwierdziłem, że lepiej jechać szlakiem, który z pewnością gdzieś w okolicę Częstochowy prowadzi, niż błąkać się po leśnych duktach. A może ten żółty to nowe oznaczenie zielonego..? No nic tak czy inaczej znów lekko klnąc na los pod nosem pojechałem dalej. Szlak ogólnie bardzo kiepsko oznakowany, mnóstwo piachu, bo inaczej w końcu by być nie mogło... Tak czy inaczej miał mnie niby nad rzekę gdzieś koło Słowika wyprowadzić, a wyprowadził pod wiadukt nad wylotówką na Olsztyn... Zdziwienie całkiem spore. Nie powiem, żebym był jakoś szczególnie zachwycony dojazdem tak szybko do miasta. Chciałem się jeszcze poszwędać po łonie natury, ale trudno nie będę się wracał po tych piachach. No to przylepienie opon do asfaltu i gnam ku domu.
Chwilkę po tym jakże pięknym upadku.Góra Osson
© Fludi
Przepiękny widok na kombinat hutniczy...Koksownia
© FludiTajny bunkier
© FludiPanorama z góry Ossona
© FludiWidok z wzgórza za Skrajnica
© FludiŚcieżka do nikąd
© Fludi
- DST 50.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:58
- VAVG 25.42km/h
- VMAX 60.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Przed obiadem
Niedziela, 10 maja 2009 · dodano: 10.05.2009 | Komentarze 3
Dzisiejsza wycieczka to w sumie taka decyzja na szybko... Bo miałem cały dzień się uczyć, nadrabiać zaległości, ale dzień bez roweru to dzień stracony. Kierunek: Olsztyn. Trasa: do centrum - Złota Góra - Mirów - na czerwony szlak - Srocko - Kusięta - Olsztyn - Skrajnica - Częstochowa. Troszkę się nie odpowiednio ubrałem. Nie potrzebnie zabierałem ze sobą bluzę, no ale cóż sądziłem, że pogoda będzie gorsza i silniejszy będzie wiatr. A tu jak na złość, zrobiło się cieplej, wiatr troszkę się uspokoił; a ja muszę tachać ze sobą to bluzę okręconą w jakiś przedziwny sposób wokół pasa. W Olsztynie już z daleka widziałem, że wzgórze zamkowe pełne jest niedzielnych turystów, którzy przyjeżdżają tylko po to, żeby zrobić fotkę, którą wieczorem będą mogli wrzucić na naszą-klasę, więc nawet się tam nie pchałem. Objazd rynku zakup w monopolce butelki mineralki, drobne uzupełnienie płynów, chwilka postoju i czas wracać do domu na obiad. Chociaż po godzinie na liczniku widziałem już, będę jadł zimny, trudno mała strata... Będąc już w mieście, troszkę szybkiej jazdy między ludźmi po chodniku, wbicie na promkę, przed zjazdem do domu licznik wskazuje troszkę ponad 47km, kolejna szybka decyzja musi być wybita 5 z przodu, popędzenie przez lasek Aniołowski, później wokół jednostki i oto podjazd pod dom, licznik wskazuje 50.21km. Koniec na dziś jeżdżenia teraz obiad, a później nauka...
P.S. Prośba dla borsuka, przestań być anonimowy;)
Przełom Warty w MirowieWidok na Wartę
© Fludi
Widok na zamek z troszkę dalszej perspektywy, drogi na Skrajnicę.Zamek w Olsztynie
© Fludi
- DST 77.00km
- Teren 10.00km
- Czas 03:09
- VAVG 24.44km/h
- VMAX 44.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
A piast wciąż brak...
Piątek, 8 maja 2009 · dodano: 08.05.2009 | Komentarze 2
Dzisiejszy dystans powiększony o 5km z dnia wczorajszego, gdy wracałem rowerkiem z serwisu. Byłem go odebrać, sądziłem że będzie w nim komplet nowych piast, a tu wał... Zamówione przez sklep piasty przyszły nie takie, jakieś inne w nich ośki były i mocowanie pod tarczę, której ja nie mam... No nic, rower musiałem odebrać weekend nadciąga, więc pojeździć choć troszkę trzeba.
A dzisiaj z rana szybki objazd, chyba wszystkich rowerowych w Częstochowie, szukając na szybko sklepu, który by miał piasty takie, jakie chcę, ale niestety... Trudno chyba będę się musiał wstrzymać na kilka dni znów z tymi piastami, chociaż bardzo mnie drażnią. Powrót do domu na obiad. A po obiadku, czując niedosyt kilometrów, obranie kierunku na Olsztyn. Trasa standard: laskiem nad Wartę, czerwony szlak aż do Olsztyna (w Srocku przedziwny rytuał na skrzyżowaniu koło krzyża, babcie i jakieś dzieciaki, odprawiały jakiś kult... zapewne szatana), powrót czarnym przez Odrzykoń.