Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 127851 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fludi.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Jura

Dystans całkowity:5314.01 km (w terenie 1790.64 km; 33.70%)
Czas w ruchu:241:51
Średnia prędkość:21.97 km/h
Maksymalna prędkość:67.09 km/h
Suma podjazdów:58745 m
Maks. tętno maksymalne:213 (108 %)
Maks. tętno średnie:186 (94 %)
Suma kalorii:33218 kcal
Liczba aktywności:80
Średnio na aktywność:66.43 km i 3h 01m
Więcej statystyk
  • DST 86.61km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 23.62km/h
  • VMAX 54.32km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Południowo-zachodnio-wchodnia połówka wokół w Częstochowy

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 08.08.2010 | Komentarze 0

Plany z roweru do popołudnia popsuła mi dość ostra mżawka, więc nie pozostawało nic innego jak gnić w domu, ale po 14 niebo zaczęło się coraz bardziej przejaśniać. Dlatego od razu wskoczyłem w ciuchy rowerowe i uciekłem z chaty. Najpierw kierunek Blachownia - do babci. Trasa standard w ramach zabawy wydłużyłem ją krążąc chwilkę wokół stawu i po lasach. Po krótkim popasie wbiłem na zielony szlak rowerowy i nim przez Aleksandrię, Konopiska, Łaziec, Poczesną dostałem się do Korwinowa, gdzie zmieniam go na żółtą rowerówkę, którą dojechałem do Słowika, a stąd zacząłem się nieoznakowanymi ścieżkami przebijać w stronę Olsztyna.
Ogólnie obrałem kierunek na Olsztyn bo chciałem zobaczyć sobie turniej rycerski, który miał dzisiaj tam być pod zamkiem, ale po dojechaniu na miejscu z lekka się zawiodłem bo pod bramą zamku usłyszałem, że wjazd na widowisko 10PLN kosztuje, więc obrót o 180 stopni i gnam jak każdy normalny człowiek na boczne wejścia.
Pierwsze po skałkach wzdłuż płoty zastawione przez takich samych dziwnych ludzi w kamizelkach, kolejne za parkingiem także. Troszkę już wkurzony ta obstawą gnam dalej i znajduje lukę w obstawię i tasiemce odgradzając, może troszkę trzeba było się po skałce wspiąć, ale z okazji trzeba korzystać. Szkoda tylko, że długo nie było się mi tym cieszyć bo ledwo minąłem kilka skałek już wyskoczyło kilku cieci parkingowych żądając ode mnie biletu. Na nic się zdały moje tłumaczenia, że nie jestem stąd, że jadę od 4 rano z Krakowa i właśnie tędy przebiega szlak rowerowy, że śpieszy mi się do Częstochowy na pociąg powrotny do domu. Oszołom w pełni swojej oszołamiastości zaczął mi tłumaczyć jak mam jechać na rynek w Olsztynie, żeby gdzieś tam odnaleźć mój właściwy szlak. Dobrze, że jestem tutejszy bo gdybym był przyjezdnym to po jego tłumaczeniach to nie ma opcji, żebym trafił na rynek... Także chcąc nie chcąc musiałem się skierować do oddalonego o 100m kolejnego takiego patrolu i wyjechać z terenu imprezy, bo oczywiście portfela nie chciało się mi opróżniać.
Zawiedziony Olsztynem, a mając jeszcze mnóstwo sił, pokręciłem sobie w stronę Turowa, gdzie wjechałem na Szlak Warowni Jurajskich i nim podążając dojechałem do Mstowa. W Mstowie przesiadka na Szlak Jury Wieluńskiej, którym dostaje się na Mirów w Częstochowie. Początkowo myślałem, by dalej jechać tym szlakiem wzdłuż Warty na Wyczerpy, ale jako, że ostatnio troszkę tam padało, więc wszystko pewnie tonie w błocie. Dlatego wybrałem czystszy wariant przez miasto.




  • DST 120.15km
  • Teren 55.00km
  • Czas 05:34
  • VAVG 21.58km/h
  • VMAX 51.87km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Instynktownie do gospodarstwa

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 01.08.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj zaliczony bardzo udany całodniowy wypad na rower z Lamisem. Na początku musiałem trochę na niego czekać, więc pokrążyłem sobie alejami robiąc kilka kółeczek i podjazdów pod szczyt. A później nie mając co robić i czekając na niego koło skansenu widząc, że jest on akurat otwarty, a jego kustosz wyszedł na papieroska, więc zagadałem czy można wejść z rowerem. Pozytywna odpowiedź, pan mnie dzięki mojej magicznej karcie członkowskiej wpuścił na darmowe zwiedzanie, bardzo fajna wystawa, ogólnie zabierałem się by ją zobaczyć chyba już 5 lat...
Jak pojawił się Lamis od razu obraliśmy kierunek na Olsztyn. Z niego pojechaliśmy sobie czerwoną rowerówką na Zrębice (w Sokolich Górach troszkę dreptania pieszo pod górę, bo jechać się nie dało). Dalej tym samym szlakiem dotarliśmy przez Złoty Potok, aż to Ostrężnika. Po drodze w Alei Klonowej spotkaliśmy Fakiego zmierzającego w przeciwną stronę. Z Ostrężnika obraliśmy kierunek przez Suliszowice do Zaborza. W Zaborzu uderzyliśmy w nie oszlakowany teren, którym przeliśmy się do Żarek Letnisko, a następnie Masłońskie i Poraj. Z Poraja podjazd na Choroń, z którego Dębówcówką udajemy się w kierunku Częstochowy. Podczas zjazdu tym szlakiem przez Dębowiec, Lamis zaczął przywoływać kici kici, swobodnie biegające kurczaki po ulicy. Na ten odzew jeden z kurczaków instynktownie postanowił pobieżyć na gospodarkę. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że wpadł pod koło Lamisa. Jadąc kilka metrów zanim widziałem tylko mnóstwo piór, które wzleciały w powietrze, a kurczak biega w koło nie wiedząc co ma czynić... Na koniec w mieście jeszcze przejazd wzdłuż rzek i do domu. Nie ma co dzisiejsza wycieczka z Lamisem była udana.




  • DST 72.16km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:07
  • VAVG 23.15km/h
  • VMAX 47.08km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po mieście i do Olsztyna

Czwartek, 29 lipca 2010 · dodano: 29.07.2010 | Komentarze 0

Z rana blisko 20km natrzaskałem jeżdżąc po mieście i załatwiając kilka spraw, a popołudniem przejażdżka do Olsztyna. W Skrajnicy wielka niespodzianka w postaci ogromnego bajora pośrodku drogi... Nie mając tego jak okrążyć musiałem pokonać wpław. Zdobyłem dzisiaj także nowy-używany licznik, który pasuje do gniazda mojej zagubionej Simgy 2006, mam nadzieje, że podziała troszkę dłużej niż poprzednim razem...




  • DST 56.75km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 21.97km/h
  • VMAX 42.61km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 186 ( 94%)
  • HRavg 148 ( 75%)
  • Podjazdy 342m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Większą ekipą do Olsztyna

Niedziela, 9 maja 2010 · dodano: 09.05.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj udało się wyskoczyć do Olsztyna większą ekipą, oczywiście poza mną był Mariusz, Łukasz, Paweł, Damian i chłopaki z nartyrowery.pl Marcin i Błażej. Spotkanie koło Galerii Jurajskiej i stąd jazda wzdłuż Warty aż do Mirowa, gdzie kawałek jedziemy dla odmiany czarną rowerówką, by po chwili odbić z niej na czerwoną. W Kusiętach, żeby zbyt długo nie trzymać się asfaltu uciekamy czerwonym pieszym w Góry Towarne. Stąd już bliziutko do Olsztyna gdzie na trochę zbunkrowaliśmy się na dachu Stodoły u Krzycha, troszkę pogawędki i wracamy do miasta przez Skrajnicę, wydłużoną trasą terenową. Jeszcze do tego drobna nawrotka pod górkę do lasu, żeby ominąć rowerostradę, na której pewnie się rolkarze panoszą. Szybki przejazd przez las, kawałek pojechaliśmy Dębówcówką, którą w Słowiku zmieniliśmy na jazdę wzdłuż rzeki do Kręciwilka, a od niego nadrzeczny singletrack. Koła bram huty rozbicie ekipy, każdy już jedzie w swoją stronę, ja jeszcze kawałek z Mariuszem i Pawłem jadę wzdłuż rzeki.




  • DST 55.35km
  • Teren 17.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 23.55km/h
  • VMAX 45.05km/h
  • Temperatura 26.4°C
  • HRmax 213 (108%)
  • HRavg 140 ( 71%)
  • Podjazdy 299m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Olsztyn drugie dzień z rzędu

Piątek, 30 kwietnia 2010 · dodano: 30.04.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj już po wczorajsze przygodzie z chmarami muszek nad rzeką darowałem sobie tą trasę i ku Olsztynowi wybrałem się inną trasą, trochę bardziej asfaltową bo drogą koło góry Ossona, ale o teren też ile mogłem to zahaczałem. W Olsztynie kwadrans postoju i droga powrotna przez Skrajnicę. W mieście szybka jazda bulwarami i moje ciśnienie się musiało ostro podnieść... Tutaj nad rzeką okazało się być jeszcze więcej tych denerwujących chmar owadów, praktycznie ciągle się w tym syfie jechało i obłaziło to. Dlatego też, stwierdziłem, że byle do pierwszego zjazdu i uciekam w miasto.




  • DST 53.98km
  • Teren 21.00km
  • Czas 02:27
  • VAVG 22.03km/h
  • VMAX 41.14km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 185 ( 93%)
  • HRavg 138 ( 70%)
  • Podjazdy 262m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czerwoną rowerówka do Olsztyna

Czwartek, 29 kwietnia 2010 · dodano: 29.04.2010 | Komentarze 0

Przez lasek nad rzekę, tam się zacząłem wpieniać latającymi chmarami małych muszek. Chyba znowu jak rok temu z tego samego powodu będę musiał zrezygnować z tej sympatycznej trasy. Później wjazd na czerwoną rowerówkę do Olsztyna, po drodze akurat zdzwoniłem się z Mariuszem, który jak się okazało podążał z Pawłem moją trasą, więc będąc koło Zielonej Góry, zaczekałem na nich. Wspólnie dojechaliśmy do Olsztyna, na posiadówkę w Stodole u Krzycha. Po odpoczynku powrót nową trasą przez Skrajnicę do miasta i przejazd nadrzecznym bulwarem.




  • DST 67.54km
  • Teren 23.00km
  • Czas 02:54
  • VAVG 23.29km/h
  • VMAX 58.28km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 175 ( 88%)
  • HRavg 143 ( 72%)
  • Podjazdy 346m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Starcie z "Częstochowa Rangers"

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · dodano: 25.04.2010 | Komentarze 0

Jak zwykle w niedzielę późno wychodzę pojeździć, bo muszę dospać trochę.
Dzisiejsza trasa to początkowo jak zwykle przebicie się do centrum i stąd na nadrzecznym bulwarem dojechałem do bram huty. Dalsza trasa wiodła do Olsztyna czarno/zieloną rowerówką, jak zwykle rowerostrada w weekend zawalona ludźmi - najwięcej rolkarzy. Dzisiaj Skrajnica pokonana w formie podjazdu, a nie jak to w ostatnich dniach bywało zjazdu. W Olsztynie postój na wszamanie banana co by skórkę wrzucić do kosza, chociaż mogłem i gdzieś w las ją wywalić, w końcu natura, zgnije... Zjazd ku Biskupicom, na które nie odbijam w lewo, a jadę dalej prosto na Choroń. Za torem motocrossowym szlak jest tragiczny, sam piach ostro zjechany motomaniaków. W Choroniu na zjeździe ku Porajowi, może i bym zaliczył jeszcze większy max speed, tego roku gdyby nie nagłe pojawienie się auta.
Do Poraja dojeżdżam żółtym pieszym, gdzie po drodze w lesie mała, ruda kępka kłaków (wiewiórka) przebiegła mi drogę, wskakując na drzewo na wysokości moich oczu. Zatrzymałem się co by jej zrobić zdjęcie bo jakoś nie uciekła tak spłoszona, ale w momencie gdy wyciągałem telefon, zaczęła uciekać wyżej. Miło było sobie popatrzeć na tego małego orzeszkowego szamacza, gdy tak zasuwa po pniu drzewa, a później skacze z gałęzi na gałąź wesoło merdając podwiniętym, rudym ogonkiem.
W Poraju na chwilkę podjechałem nad zbiornik, żeby przez kwadrans odpocząć i pomyśleć jaką trasą chcę wracać. Wybór padł na Dębówcówkę. Troszkę ją skroiłem, bo nie chciało się mi robić całego tego zakola, które robi. Szlak na całym moim odcinku przejezdny, śmiga się nim bardzo szybko, więc kilka minut i już wyjeżdżałem na Kręciwilku. Stąd wzdłuż Kucelinki singletrack'iem dojechałem znów do bram huty. Powrót do domu tą samą trasą co się w to miejsce 2h temu dostałem.
A tuż pod domem na Promenadzie, zatrzymanie przez "patrol" Częstochowa Rangers, czyli straży miejskiej... Panom się nie podobało, że jadę deptakiem dla pieszych i z tego powodu, zaczęli mnie pouczać... Wiadomo, ścieżka rowerowa 3m obok, ale cała zawalona spacerującymi pieszymi, którzy skrywają się w cieniu; babki, dziadki, młode matki pchające wózki, dzieciaki wyskakujące zza krzaków. Także jak tu się nie wkur... nie mogąc jechać bo jakieś imbecyle blokują ścieżkę, te wszystkie żale zacząłem panom przedstawiać (dorzuciłem jeszcze do tego wczorajszy incydent z dziewczynką, trochę przebajerowany, że stało się to na właśnie na tej ścieżce rowerowej), którzy w pełni przyznali mi w tej kwestii rację i powiedzieli, że na następny raz mam jechać ścieżką, dzwonić, wydzierać się byle pieszych przegonić gdyż mam w pełni do tego prawo. Powiedzieli nawet więcej, że jak jeszcze raz ktoś wyskoczy mi zza krzaków i go potrącę, wina leży po jego stronie (szczególnie rodziców, którzy nie upilnowali swojego bachora) w wyniku, czego mogę wezwać policję, żeby debilowi dowalili mandat. A ja sam na drodze cywilnej mogę dochodzić rekompensaty strat... Oj chyba będę jeździł tamtędy częściej, zawsze dzięki temu będzie dodatkowa kasa na nowe przerzutki, czy też jakąś saunę jako odnowę biologiczną po zarobionych zadrapaniach.
Tylko wiadomo jak działają polskie sądy, sprawa będzie leżeć z rok czasu na wokandzie, a jeszcze usłyszę, że szkodliwość czynu była niska i nic mi się nie należy...
Na pocieszenie całej tej sytuacji ze strażnikami pozostaje mi to, że w momencie gdy zacząłem zawzięcie przedstawiać swoje rację jeden ze strażników zszedł na ścieżkę rowerową i zabrał się trochę za tuptających po niej cfaniaczków.




  • DST 107.17km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:49
  • VAVG 22.25km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 580m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czarna rowerówka

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · dodano: 18.04.2010 | Komentarze 1

Prognoza na dzisiaj była bardzo optymistyczna, jeszcze wcześniej się obudziłem, więc grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Koło 10 wyjazd z domu, najpierw zieloną rowerówką dojazd na Mirów, gdzie zaczynam przeprawę z czarnym szlakiem rowerowym... Początek fajny, zaczyna się kicha po przejechaniu krzyżówki z czerwoną rowerówka, najpierw drzewa tworzą fajny tunel, a później ścieżka nie przejezdna. Nie dosyć, że tarasują ją drzewa, to jeszcze naokoło utworzyło się całkiem spore rozlewisko. Później spory kawałek asfaltem, gdyby nie trochę wiatr w twarz to by się całkiem sympatycznie jechało... W Lipniku odbicie w teren ku stawom Stawkom, kilka kilometrów dalej krótki postój w św. Annie, na uzupełnienie bidonu, wszamanie prowiantu z plecaka i jazda dalej szlakiem.
Kolejny postój na górce za Piaskiem na ostatnią paczkę ciasteczek, co by mieć siły na zjeździe... I się tak zapędziłem na tym zjeździe, że chyba źle skręciłem i wrzuciło mnie na zawaloną drogę, zaraz po mnie w to samo miejsce dojeżdża jakaś parka i się razem przedzieramy przez chyba blisko 500m, miło, że ktokolwiek się zajmuje uprzątaniem tych drzew ze szlaków... W pewnym momencie tego przedzierania się stwierdziłem, że chyba trzeba było jechać w prawo, więc szybki rekonesans na mapę i jakoś odnajduję drogę na Drogę Klonową. Tutaj się żegnam z parką bo oni kierowali się na Złoty Potok. Szybki powrót na trasę i w Zrębicach kolejny postój, gdyż spotykam Jurczyka z kolegą. Jak się okazuje, jechali bardzo podobną do mojej trasą. Jako, że oni na trekkingach, a ja w teren się pakowałem to pojechaliśmy w troszkę inne strony - ja ku Sokolim, a oni na Przymiłowice. W Olsztynie się nawet nie zatrzymuje, tylko gnam ku Skrajnicy, a później na dom po dojechaniu do miasta.
Coś mi ogólnie, pulsometr dzisiaj nie działał. Chyba bateria siadła...

Zawalono-zalana ścieżka

Zawalona ścieżka © Fludi


Planeta bez nazwy
Planeta "bez nazwy" © Fludi


Słońce
Słońce w Piasku © Fludi




  • DST 69.65km
  • Teren 16.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 23.22km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 187 ( 94%)
  • HRavg 150 ( 76%)
  • Podjazdy 407m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zrobić dobry uczynek - pomachać dziecku

Czwartek, 15 kwietnia 2010 · dodano: 15.04.2010 | Komentarze 1

Czerwoną rowerówką miałem zamiar jechać do Olsztyna, ale jadąc Hektarową stwierdziłem, że jeszcze nie byłem w Mstowie, więc odbijam na jej końcu na Mstów. Przeprośna Górka, Siedlec i jestem w Mstowie, tutaj spojrzałem na zegarek i przypomniało się mi, że koleżanka ze studiów miała wracać jakoś o tej porze do domu gdzieś w kieleckie... Na szybko telefon do niej upewnienie się, że jedzie tym autobusem, jest potwierdzenie. Więc na szybko pojechałem na górkę w Zawadach, gdzie się ulokowałem, czekając z 10min na jej busa, szamając banana i ciasteczka. Bus się zjawił, dziecku pomachałem, niech się czuje szczęśliwsze, szczególnie, że będzie to czytać! Pozdro, Daguś!
Stąd pojechałem na Małusy, przejazd na skuśkę niebieskim pieszym do Turowa i finalnie Olsztyn. W Olsztynie pętelka wokół rynku i kierunek na dom. W mieście wyjeżdżając na Raków, stwierdziłem, że jednak się cofnę kawałek i pojadę znów deptakiem nad rzeką. Szybki przejazd do centrum, przez Aleje i do domu. Na koniec jeszcze pętelka po lasku.




  • DST 80.88km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 67.09km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 212 (107%)
  • HRavg 150 ( 76%)
  • Podjazdy 565m
  • Sprzęt Kross Level A6 Race - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bogactwo emocji

Czwartek, 8 kwietnia 2010 · dodano: 09.04.2010 | Komentarze 2

Najpierw poranna przejażdżka (10km) do miasta w celu pozbycia się 2kg zużytych baterii, zapłacenia rachunków i rejestracji do lekarza... Z tych trzech rzeczy ostatnie mnie zaskoczyło, chociaż nie powiem spodziewałem pewnej kpiny z pacjenta - moje miejsce w kolejce do lekarza wypada na maj 2011r. Dobrze, że nie umieram, więc mogę póki co powiedzieć pierdolę polską służbę zdrowia.
A popołudniu straciwszy trochę zbędnego balastu kierunek Olsztyn. Najpierw przez lasek, ku Warcie, by zielona rowerówką dotrzeć na Mirów. Tutaj chwilkę się waham, który szlak dalej wybrać czerwony czy czarny rowerowy. Wybieram czerwony, trochę asfaltu i wbijam już w teren, szlak na całej swojej długości w lesie jest przejezdny, więc będę chyba tu teraz zaglądał częściej. W Kusiętach, na chwilkę uciekam z rowerówki, na rzecz czerwonego pieszego odbijającego w Towarne, tutaj równie da się jechać, więc jest całkiem przyjemnie, co raz więcej terenu, będzie trzeba powoli, żegnać szosy...
W Olsztynie planowałem zrobić nawrotkę i wracać do domu, ale słońce niby jeszcze wysoko było, a coś mnie podkusiło, żeby jechać w Sokole. Kierunek za zamek i czarno-czerwonym skierowałem się ku Sokolim, tylko znowu gdzieś się mi ten szlak trochę urwał i pojechałem w lekko inną stronę, ale po chwili byłem na żółtym pieszym i zielony "św. Idziego". Do dalszej jazdy wybieram zielony, jest początkowo fajnie, troszkę gałęzi i drzew leży na ścieżkach, ale zwinnie je omijam, póki nie postanowiłem znów zmienić szlaku inaczej niż zgodnie z wcześniejszym zamierzeniem. Zamiast wjazd na żółty wybieram, czerwony pieszy pod górę. Pierwsze metry jeszcze się jechało, później przyszło mi wziąć rower na ramie i dreptać pod górę. I z górki też bo szlak cały zawalony, ale jakoś to przebrnąłem. Na dole powróciłem na żółty, który równie mało przejezdny jest. Finalnie przy jednym wyjeździe wyczaiłem polną dróżkę ku Biskupicom. Trochę już dość miałem tych odcinków z buta i zaniżania średniej, więc wyjazd w pole.
W tym momencie kończy się przyjemność obcowania z naturą, radowania się śpiewem ptaków czy stukaniem dzięcioła mimo, iż mnie ona ostro spowalniała. Po wyjechaniu na tą w miarę utwardzoną ścieżkę dociera do mnie niezbyt miłe grzechotanie z okolic korby... Nie lubię takich akcji i jak później wykminiłem, padło najprawdopodobniej łożysko w prawej misce suportu. Oj czeka mnie zatem nowy wydatek.
Biskupice, moje ulubione podjazdy i jeszcze bardziej zjazdy. Na zjeździe w kierunku Olsztyna, coś pięknego się wydarzyło. Tegoroczna maksymalna prędkość, jak i największa, którą wykręciłem na tym rowerze 67.09km/h! Spokojnie byłoby 70km/h gdyby nie fakt, że z tyłu jechałem na niskim ciśnieniu, bo nie chciałem tej opony obciążać, ze względu na co raz bardziej rwący się oplot. Tylko, że pech chciał i przez ten oplot zrobiła się piękna dziura w oponie. Dzięki dziurce, aż dętka wychodzi na zewnątrz i na tym zjeździe "KA BOOOM!!", po czym słyszę znajomy świst powietrza oraz niezbyt przyjemne falowanie dupy roweru. Jakoś zjechałem na dół, dętkę załatałem, oponę też i spokojnie już się udałem do domu. W Olsztynie spotykam Wujka Stefiego z Trek'a, chwilkę z nim pogadałem i pognałem w stronę domu. Na rowerostradzie, znów to samo co i na zjeździe z Biskupic. Nie ma co wykorzystałem za ostatnie dni zwykle roczny zapas łatek, dzisiaj to już szczególnie; jedna na dętkę, a dwie na dziurę w oponie. Na końcu rowerostrady spotykam Sławka rolkarza. chwilkę z nim rozmawiam, przy okazji jego kumpel zwraca mi uwagę, że chyba powinienem wymienić już blacik 44T, bo mam niby ostro zęby zjechane... Hmmm, może to on jest winą tego przeskakującego od czasu do czasu łańcucha, szczególnie, że skacze tylko właśnie jak na niego wrzucę. No to chyba kolejny spory wydatek na najbliższe dni... Tylnej opony, już nawet tu nie liczę, bo z jej zmianą się noszę od początku sezonu.
Po ostatnim kapciu mam jeszcze mniejsze ciśnienie w oponie, więc jadę już byle jechać i dojechać do domu. Jakoś przez miasto się przedarłem, jeszcze na chwilkę skoczyłem do kumpla po klucz do suportu, jutro się nim zajmę. Bo dzisiaj po powrocie, tylko opony miejscami zamieniłem, a jutro czas będzie założyć jakąs nówkę.


Widok chwilkę po wjeździe ku Towarnym

Widok w Towarnych - Lisica © Fludi


Co chwilę taki widok na szlaku w Sokolich był
Ścieżka w Sokolich Górach © Fludi


A te śliczne kwiatuszki dostrzegłem, na skraju drogi kierując się już ku Olsztynowi, po złapaniu kapcia. Ktoś wie jak się nazywają?
Błękitny kwiatuszek © Fludi