Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 127851 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fludi.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

do 100km

Dystans całkowity:8435.38 km (w terenie 2397.14 km; 28.42%)
Czas w ruchu:374:28
Średnia prędkość:22.53 km/h
Maksymalna prędkość:67.09 km/h
Suma podjazdów:59291 m
Maks. tętno maksymalne:221 (112 %)
Maks. tętno średnie:168 (85 %)
Suma kalorii:34886 kcal
Liczba aktywności:135
Średnio na aktywność:62.48 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 52.34km
  • Teren 14.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.27km/h
  • VMAX 42.98km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stara prażalnia we Wręczycy Wielkiej

Sobota, 30 maja 2009 · dodano: 30.05.2009 | Komentarze 4

Z rana po prostu piękna pogoda, jak tylko wyszedłem z klatki to się wróciłem do niej po przejechaniu 10m, bo zaczęło tak niemiłosiernie padać... Także uznałem dzisiaj jazdę za daremną, powrót do domu. Trochę nad książkami poślęczałem, aż do 15 jak się pojawiła oznaka pięknej pogody. Obiadu się nie chciało mi robić, więc spakowałem się czym prędzej jeszcze raz i pognałem do Blachowni do babci. Rtęć w termometrze zbyt wysoko na skali się nie pnie, więc postanawiam założyć wczorajszy nabytek na buty. Wrażenia po nich mam takie, że momentami było w nich za gorącom. Kolejne wrażenia jakie po dzisiejszym dniu mam, to związane z okularkami, że się do nich szybko przyzwyczaiłem.
Troszkę późno, ale lepiej zjeść gotowe niż robić samemu, w końcu zjadłem obiad i postanowiłem się zbierać. Zgadałem się z Emilią na krótką przejażdżkę, więc skierowałem się ku Wręczycy. Spotkanie z Emilią, która zabrała mnie do ruin starej prażalni rud. Jak można zobaczyć, musi ona być naprawdę stara skoro rosnące na jej podłodze obecnie drzewa, wyrastają przez te otwory w stropie. Jej czasy muszą zapewne sięgać dwudziestolecia międzywojennego... Jak będę miał chwilkę, znajdę na necie trochę informacji o tym miejscu.
Będąc w tym urokliwym, a jakże tajemniczym miejscu, czas dość szybko zleciał, słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, piękną pomarańczową barwą, więc postanowiłem się z Emilią pożegnać i pędzić do domu.

Prażalnia © Fludi


Prażalnia © Fludi




  • DST 60.35km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:29
  • VAVG 24.30km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1800m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z przypadkowym spotkaniem

Czwartek, 21 maja 2009 · dodano: 21.05.2009 | Komentarze 0

Nie ma to jak dzień delikatnie skrócony o kilka godzin zajęć, znajdzie się wtedy nawet czas, żeby pojeździć. Szybko do domu, obiad, zmiana ciuchów i wyjazd w teren. Chwilkę się zakręciłem na mieście, myśląc gdzie tu się wybrać i jak zwykle uderzam już na Olsztyn, trasa doskonale znana. W Olsztynie rundka wokół rynku i wracam czarnym szlakiem przez Skrajnicę. Tuż przez zjazdem na ścieżkę rowerową spotykam lukas'a, jadącego w przeciwną stronę. Chwilka rozmowy i zmieniam trasę, na powrót z nim do Olsztyna i później przez Kusięta do Częstochowy. Bardzo miło się wspólnie jechało, do tego pogawędka przy dość sporym tempie. Nie ma to jak jazda w towarzystwie z kimś, kto ma podobny poziom. Będąc już w mieście na chwilkę spotkanie z jurczykiem, na Focha w sprawie najbliższej masy krytycznej i śmigamy na PLN. Przejazd promenadą, później wzdłuż lasku Aniołowskiego, gdzie na jego końcu się żegnamy rozjeżdżając do domów.




  • DST 52.25km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 20.62km/h
  • VMAX 51.15km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

W towarzystwie do Olsztyna

Środa, 20 maja 2009 · dodano: 20.05.2009 | Komentarze 2

Ze względu na naukę do jutrzejszego kolokwium z PKM'u zajęcia się dla mnie skończyły 2h wcześniej, więc postanowiłem naddatek czasu wykorzystać na krótką i szybką przejażdżkę do Olsztyna. Z początku miałem jechać samemu, ale jakoś tak w bardzo krótkim czasie, okazało się, że wyjazd będzie w 4-osobowym składzie. Maciek, Mariusz, Marcin i oczywiście ja.
Trasa: nad Wartą, wskok na czerwony rowerowy, którego się już trzymamy do samego Olsztyna. W Olsztynie, krótki postój na rynku, uzupełniając płyny wraz z przesiadką na zamek, gdzie po drodze zwinnie ominęliśmy panią zbierającą myto za wejście na wzgórze zamkowe. Powrót do Częstochowy czarnym szlakiem, ze zmianą na zielony. Jadąc sobie ścieżką rowerową mieliśmy okazję zobaczyć zawalidrogi w postaci rolkarzy, którzy drętwo patrzyli się w coś na ziemi. Po przejechaniu tuż obok, dostrzegłem ich obiekt niezwykłego zainteresowania... Niezbyt duża żmija! Wow, naprawdę niesamowitą gadzinę wypatrzyli. Przejeżdżając przez most koło huty postanowiliśmy skrócić sobie drogę jadąc znów nadrzeką, na chwilkę trafiliśmy na treningowy tor żużlowy dla młodzików. Po obejrzeniu kilku sparingów, pojechaliśmy dalej wzdłuż rzeki. Przejeżdżając koło zjazdu na cmentarz Maciej i Mariusz pojechali go odwiedzić, a ja z Marcinem popędziliśmy na spotkanie forumowiczów w sprawie masy krytycznej.




  • DST 81.25km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:52
  • VAVG 21.01km/h
  • VMAX 43.73km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1600m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oczy tej małej jak dwa błękity

Niedziela, 17 maja 2009 · dodano: 17.05.2009 | Komentarze 2

Kolejny dzień z serii "miałem się uczyć cały dzień"... Chociaż dostałem SMS od koleżanki, z zapytaniem czy mam chęć jechać do Olsztyna. No byłem tam wczoraj, ale co mi tam warto wyjść przewietrzyć umysł w miłym towarzystwie. Spotkanie w alejach pod szczytem. Trochę się wrąbaliśmy, bo zapomniałem, że dzisiaj jest jakieś Tour de Częstochowa, trudno…
Krążąc między ludźmi jakoś uciekam stąd kierujemy się ku Zawodziu, a stamtąd już do Olsztyna. Góra Ossona zostaje szybko gdzieś za nami, całkiem sympatycznie jedzie się nam ulicą, chociaż ruch spory, dlatego uciekamy w las na czerwony szlak. Piachów nawet jakoś wiele nie ma, ale gorszy jest stromy podjazd na Zieloną Górę obsypany suchymi liśćmi, przyczepność jak na lodzie… Idąc pod górkę z rowerem na ramieniu prędkość, wcale nie większa niż wcześniej jechaliśmy, więc nie ma to już dla mnie większego znaczenia. Kilka minut odpoczynku koło wejścia do jaskini, która odziwo nie była dziś obstawiona przez grotołazów. I dobrze bo w końcu mogłem zrobić kilka zdjęć tam. I niestety wracamy do miasta, niestety nie każdy nadaje się na dłuższe jazdy mimo sporych chęci.
Jak już tak wyszedłem na ten rower, to nie mogę wrócić do domu z tak krótkim dystansem, taką marną średnią, energia mnie roznosi… Na szybko podejmuję decyzję – do babci przez Konopiska! Rajd przez centrum przebijając się w stronę Stradomia, następnie Dźbowa. Mimo całkiem sporego ruchu, jedzie się nawet miło, a co najważniejsze szybko. Po drodze wyjeżdżając z Konopisk, spotykam kogoś przesympatycznego… Znaczy się Emilkę, wracała do domku od babci. Także sobie troszkę potowarzyszyliśmy we wspólnej jeździe. Mając towarzystwo, do babci wstępuje tylko na chwilkę porwać jakieś ciasteczka i uzupełnić poziom wody w bidonie. Jak dobrze, że u babci zrobiłem sobie stały zapas mineralnej, tak na wszelki. Babcia była tak w ogóle w lekkim szoku, kto się tak na szybko zjawił u niej w progu.
Mimo, że słońce już się coraz mocniej chyliło ku zachodowi, postanowiłem odprowadzić Emilkę do Wręczycy. Z Blachowni to bliziutko. Po dojeździe do Wręczycy, niestety trzeba było się rozstać i pędzić do domu. Kolejne wioski po drodze mijane w dość szybkim tempie i w końcu wjazd do miasta, jeszcze kilka chwil i jestem już w domu.

Środek jaskini © Fludi


Wejście do jaskini w Zielonej Górze © Fludi


Skała wejściowa © Fludi


Przed wejściem do jaskini © Fludi




  • DST 52.55km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 24.25km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pośród mogił

Sobota, 16 maja 2009 · dodano: 16.05.2009 | Komentarze 2

Gdy inni widząc lekki deszczyk rezygnują z planów, ja wkraczam do akcji. Co prawda nie zrealizowane tak jakbym może chciał, ale zawsze liczą się chęci. Błotniki, które od pewnego czasu poszły w nie pamięć, dzisiaj znów miały okazje być użyty. Szybki ich montaż. Podobnie z lampkami i można już jechać… Późne popołudnie, rzekłbym że składnia się już ku wieczorowi. No bynajmniej grubo po 19, zółto-czerwone słońce chyli się ku zachodowi. A ja natchniony wpisem z przed kilku dni lukas'a wybrałem się na początek na cmentarz żydowski. Promenada, AK, aleje, wzdłuż murów naszego aresztu, nad Wartą, zerknięcie na to co się dzieje na drugim brzegu rzeki. Galeria handlowa się buduje. Stare miasto jak przystało z nazwy, coraz bardziej stare i się sypie. Znów wzdłuż rzeki dojazd do cmentarza. Nie byłem tam chyba od czasu pomaturalnych wakacji, to już ze cztery lata... Kilka piw wypitych, coś jeszcze w zapasie i uderzamy na cmentarz. Dzień był prawie jak dziś trochę wietrzny, trochę padało. A na cmentarzu nieziemski klimat. Zmierzch, mnóstwo bluszczu i mnóstwo mgły nad ziemią. Po dojechaniu na miejsce, jednak mimo wielkiej nadziei klimacik z przed lat się nie odtworzył… A szkoda. Bluszczu, wciąż tu sporo, jak nie więcej… Lokalny mikroklimat musi bardzo sprzyjać rozwojowi tutejszej fauny, szczególnie urodzajne gleby… A jak i bujna flora to i fauna się rozwija, ptaszki ćwierkają.
Chwilka kręcenia się po cmentarzu i uciekam stąd ścigany przez dobre dusze do Olsztyna, gdzie na zamku straszy.
Kierunek obrany w stronę huty. Asfalt suchy, wiatru nie ma, więc tempo dość szybkie. Przez zakrętem na Odrzykoń na szybko zastanowienie, którędy dalej. Jednak pod wiaduktem i dalej ścieżką. Chwilkę po zjechaniu na tą gruntową drogę, przebiegają przede mną trzy sarenki, szkoda, że nie miałem aparatu w dłoni… Wjazd na ścieżkę rowerową i teraz na szybciocha gnanie w stronę Olsztyna. Zapomniałem dodać, akumulatorki w przedniej lampce padły, a tylna… No mruga jeszcze. Także mała zmiana koncepcja jazdy, jak najmniej ruchliwymi drogami, żeby mistrzowie jednej prostej we mnie nie dupnęli przypadkiem… Za stacją nie chce się mi skręcać na Skrajnicę i drałować tam pod górę, więc wybieram ulicę. Jedzie się nawet całkiem miło, praktycznie żadnego ruchu z naprzeciwka, poza jednym kolarzem (twardziel, bez żadnych lampek jechał), czasem coś mnie wyprzedziło. Nareszcie dojazd do Olsztyna i jak na złość! Gardło mi trochę zaschło - bidon, spokojnie sącząc powerade, słyszę za sobą z daleka ryk klaksonu pędzącego autobusu i właśnie teraz, gdy za całą wcześniejszą drogę z naprzeciwka nic nie jechało pojawił się mały sznurek aut… Bus szeroki, wyprzedzanie mnie na jednym pasie w tym momencie graniczy z cudem. Prawa ręka na hampel, lewa jakoś jednym palcem trzyma bidon resztą klamkę. Asfalt mokry, mnie po naciśnięciu klamki i próbie wbicia na chodnik stawia bokiem, tylnie koło po zblokowaniu czuję, że już się ślizga. O niczym innym teraz nie marzyłem jak zaliczyć glebę przed autobusem. Zwalniam hamulce i z pełną parą wbijam na chodnik, szybki skręt w lewo i udało się wyjść z opresji. Objazd rynku w Olsztynie i gnam czym prędzej do domu. Zaczyna się robić coraz ciemniej. Sprint przez Kusięta i Srocko, w którym odbijam w stronę Mstowa, a później wjeżdżam w las prowadzący na Mirów. Przejazd przez las, to jak szybka jazda po tunelu krecika, totalna ciemność! Koniec lasu i znowu sprint hetmańską, miałem tego nie robić, ale jednak mając okazję do jeszcze szybszej jazdy, przyspieszam na zjeździe, max speed dziś wykręcony był w mroku. Sekunda zastanowienia gdzie dalej? Ten dzień nie może się tak szybko skończyć, kręcę pod górę. Ze Złotej Góry całkiem ładny widok na zapalone miasto. Wjazd w aleje i mknę sobie już do domku…



Szlak martwych dusz © Fludi


Bujna flora z cmentarza © Fludi


Ku zbawieniu © Fludi


Wichry przeszłości © Fludi


Nagrobek nadrabina Nachuma Asza w postaci tumby © Fludi


Mleczna polana © Fludi


Razem, nawet po śmierci © Fludi


Troszkę inny grób... © Fludi


Ufff, udało się mi uciec z tego upiornego miejsca
Brama cmentarna © Fludi


Zmierzcha... © Fludi




  • DST 69.69km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 26.63km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolejny raz u babci

Piątek, 15 maja 2009 · dodano: 15.05.2009 | Komentarze 0

Kolejny dzień wolny od studiów dzięki Juwenaliom, na które i tak nie miałem zamiaru iść, więc pobudka troszkę później. Na szybko śniadanie i wyruszam w stronę Blachowni, do babci u której czeka na mnie zadanie bojowe do wykonania. Troszkę pomachałem młotkiem, aż w końcu stwierdziłem, że lepiej przestanę. Jeszcze jutro jak rodzice zobaczą czego dokonałem to dostanę burę za to, że przedobrzyłem. Skoro już miałem na sobie drobne ubranie robocze to uznałem, że zrobię to do czego zbierałem się od dłuższego czasu... Zmiany opon. Na stanie u babci leżała jeszcze Kenda, którą używałem wcześniej na przednim kole, więc się aż tak bardzo nie zjechała. Na szybko zdjęcie kół, Litlle Albert z przodu trafił do tyłu, a Kenda ponownie na przód. A stary łysek..? Do śmietnika. Korzystając dalej z okazji i mając nadmiar czasu do obiadu i "narzędzi" dorwałem jakieś stare szmaty, nasączyłem je nafta i jakąś ekstrakcyjną. Po czym wziąłem się za czyszczenie łańcucha z nadmiaru smaru z jeszcze większą ilością piachu innego brudu z dróg. To samo w przypadku kasety. Po tym drobnym zabiegu obie części napędu odzyskały trochę swojego blasku. Koła z powrotem w swoje miejsca trafiają, smaruje łańcuch, i golenie amorka. Jeszcze tylko drobne mycie ramy ostatnim kawałkiem szmatki z mała domieszką płynu do mycia naczyń. No i rower gotowy do ponownej jazdy. Prawie... Już jakiś czas temu uszkodziłem lekko koszyk od bidonu, dzisiaj zapomniałem o tym i zdewastowałem go zupełnie. No nic trudno, będę musiał kupić coś nowego. Spojrzenie na godzinę, w sam raz zmieściłem się w wolnym czasie do obiadu, po którym postanowiłem wracać do domu. Trasa wydłużona przez Konopiska. Po drodze podbicie do kumpla na Stradom, później po kolejnego i zacząłem z nimi objazd po rowerowych za nowym koszyczkiem. Szybki rekonesans i mam już swój typ. Czarny SQUAD Kellys'a za 25zł i wadze tylko 47g. Drobny objazd z kumplami miasta, piwko wypite i czas się zbierać do domu. Widzę, że chyba nici z mojej jutrzejszej przejażdżki przez deszcze przechodzące w okolicy, więc chyba zostanę w domu i się pouczę. Ewentualnie wybiorę się na jakąś krótka wycieczkę.

Nowy koszyczek na bidon, jak tylko go zobaczyłem na półce w sklepie wpadł mi w oko. Sądziłem, że będzie o wiele droższy, a tu jednak miłe zaskoczenie.

Kellys SQUAD © Fludi




  • DST 60.37km
  • Teren 16.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 21.82km/h
  • VMAX 56.37km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błądząc po lesie

Czwartek, 14 maja 2009 · dodano: 14.05.2009 | Komentarze 8

Na początek dnia krótka wycieczka po mieście, powrót do domu na obiad zmiana spodenek na coś z o wiele dłuższą nogawką i wyruszyłem w stronę Olsztyna. Stawiając sobie za pośredni cel podbicie na chwilkę na górę Ossona. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Po zjeździe w teren przed bodajże najwyższym wzniesieniem w Częstochowie, jakże miła niespodzianka mnie spotkała... Niezliczone połacie piachu na ścieżce. Trochę za szybki wjazd w nie, trochę za dużo mielenia korbami, nagła utrata przyczepności, a zarazem równowagi... Jakaś nie udana próba balansowania i padłem jak kłoda w ten piach. Niby się z SPD wypiąłem, ale nawet nie było jak i gdzie próbować się ratować. No to pierwsza większa gleba w sezonie zaliczona.
Klnąc na całego pod nosem zabrałem się za dalszy podjazd na szczyt górki. Nigdy nie wiedziałem co się w jej czeluściach kryje bo tak obetonowana miejscami jest. Albo tam był jakiś bunkier dowodzenia, w co szczerze wątpię. Albo o ile coś tam kojarzę, swego zbudowano tam zbiorniki retencyjne wody dla miasta czy coś w ten deseń... Po chwilki postoju na szczycie, gdzie udało się mi zrobić kilka zdjęć, mając w tle słońce zbierające się ku zachodowi, obrałem drogę już prosto na Olsztyn bez żadnych postojów.
W Olsztynie na ryneczku już standardowo uzupełnienie wody w bidonie i trochę namysłu co dalej... Spojrzenie na starą mapkę, która każdego coraz bardziej się targa i mam pomysł na powrót do domu. Najpierw do Skrajnicy, a później przez miejsca gdzie jeszcze nie byłem. W Skrajnicy postanowiłem odbić w stronę lasów, przez które zgodnie z planem miałem zamiar się przebijać do Warty, wyskoczyć gdzieś w okolicy Korwinów lub Słowik. Miałem niby po drodze wjechać na jakiś zielony pieszy szlak, ale... W miejscu jakiejś nagłej wycinki drzew wyjechałem na żółty, którego nie było nawet na mojej mapce... No ale nic stwierdziłem, że lepiej jechać szlakiem, który z pewnością gdzieś w okolicę Częstochowy prowadzi, niż błąkać się po leśnych duktach. A może ten żółty to nowe oznaczenie zielonego..? No nic tak czy inaczej znów lekko klnąc na los pod nosem pojechałem dalej. Szlak ogólnie bardzo kiepsko oznakowany, mnóstwo piachu, bo inaczej w końcu by być nie mogło... Tak czy inaczej miał mnie niby nad rzekę gdzieś koło Słowika wyprowadzić, a wyprowadził pod wiadukt nad wylotówką na Olsztyn... Zdziwienie całkiem spore. Nie powiem, żebym był jakoś szczególnie zachwycony dojazdem tak szybko do miasta. Chciałem się jeszcze poszwędać po łonie natury, ale trudno nie będę się wracał po tych piachach. No to przylepienie opon do asfaltu i gnam ku domu.

Chwilkę po tym jakże pięknym upadku.

Góra Osson © Fludi


Przepiękny widok na kombinat hutniczy...
Koksownia © Fludi


Tajny bunkier © Fludi


Panorama z góry Ossona © Fludi


Widok z wzgórza za Skrajnica © Fludi


Ścieżka do nikąd © Fludi




  • DST 50.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 25.42km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed obiadem

Niedziela, 10 maja 2009 · dodano: 10.05.2009 | Komentarze 3

Dzisiejsza wycieczka to w sumie taka decyzja na szybko... Bo miałem cały dzień się uczyć, nadrabiać zaległości, ale dzień bez roweru to dzień stracony. Kierunek: Olsztyn. Trasa: do centrum - Złota Góra - Mirów - na czerwony szlak - Srocko - Kusięta - Olsztyn - Skrajnica - Częstochowa. Troszkę się nie odpowiednio ubrałem. Nie potrzebnie zabierałem ze sobą bluzę, no ale cóż sądziłem, że pogoda będzie gorsza i silniejszy będzie wiatr. A tu jak na złość, zrobiło się cieplej, wiatr troszkę się uspokoił; a ja muszę tachać ze sobą to bluzę okręconą w jakiś przedziwny sposób wokół pasa. W Olsztynie już z daleka widziałem, że wzgórze zamkowe pełne jest niedzielnych turystów, którzy przyjeżdżają tylko po to, żeby zrobić fotkę, którą wieczorem będą mogli wrzucić na naszą-klasę, więc nawet się tam nie pchałem. Objazd rynku zakup w monopolce butelki mineralki, drobne uzupełnienie płynów, chwilka postoju i czas wracać do domu na obiad. Chociaż po godzinie na liczniku widziałem już, będę jadł zimny, trudno mała strata... Będąc już w mieście, troszkę szybkiej jazdy między ludźmi po chodniku, wbicie na promkę, przed zjazdem do domu licznik wskazuje troszkę ponad 47km, kolejna szybka decyzja musi być wybita 5 z przodu, popędzenie przez lasek Aniołowski, później wokół jednostki i oto podjazd pod dom, licznik wskazuje 50.21km. Koniec na dziś jeżdżenia teraz obiad, a później nauka...

P.S. Prośba dla borsuka, przestań być anonimowy;)

Przełom Warty w Mirowie

Widok na Wartę © Fludi


Widok na zamek z troszkę dalszej perspektywy, drogi na Skrajnicę.
Zamek w Olsztynie © Fludi




  • DST 64.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 22.72km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do babci przez Wręczyce

Sobota, 9 maja 2009 · dodano: 09.05.2009 | Komentarze 0

Dojazd do babci poniżej 40min, zrobiony, chociaż nigdy nie był to mój cel... Wyszło z przypadku. A jeżdżenie do niej, oklepaną drogą na Opole, zaczyna mnie delikatnie nudzić. Także szukając wrażeniem i dłuższej jazdy, po zaliczeniu trasy przez Wrzosową, Huty Stare i Konopiska; przyszedł teraz czas na Wręczycę Wielką... Nie ma po drodze co prawda, niczego szczególnego i wartego zobaczenia (chyba...), ale jakoś drogę trzeba sobie wydłużyć. Trasa z domu aż do Parkitki taka sama, tylko tutaj na światłach odbijam ku ulicy Wręczyckiej. 10km prostej drogi i jestem we Wręczy Wielkiej, mijając wcześniej jakiś kilka okolicznych wiosek. We Wręczycy na skrzyżowaniu odbicie (w lewo) na drogę ku Blachowni). Po drodze, spotkałem znajomą, która się wybrała na krótką przejażdżkę do sklepu, po bułki na śniadanie (grubo po 11 było, no cóż niektórzy mogą pospać...), chwilka rozmowy i czas ruszać w dalszą drogę. I tu niespodzianka, tak około w połowie drogi do Malic, ktoś mnie dogonił swoją "meganką" i chamsko na mnie trąbi. Dodam, że jechałem środkiem pasa, tylko on za mną i kompletnie nic z przeciwka. Obejrzałem się będąc ciekaw, co to za debil nie potrafi wyprzedzić rowerzysty jadącego trochę ponad 30km/h. Jakiś taki prawie dziadzio... Coś tam zaczął wymachiwać zza szyby, jego luba zresztą też. No nic jakby nic uznałem, że głupimi nie warto się przejmować i podążałem, dalej środkiem pasa. Niestety gostek nie odpuścił dłuższą chwilę jechał za mną, aż w końcu przełom postanowił się zrównać ze mną i coś zza szyby dalej wymachiwać, pewnie niemy był skoro słów mu tak brakowało, małżonka chyba też bo nawet szyby nie raczyli otworzyć. No nic trudno, dla nich ręce grają hejnał środkowym palcem w podzięce. Delikatnie to gościa rozeźliło, bo chciał wyprzedzać, ale TIR z naprzeciwka zmusił go do schowania się za mną chociaż nawet trochę zwolniłem i zjechałem ku poboczu, po czym postanowił mnie wyprzedzić spory kawałek i na złość zatrzymać się tak ze 100m przede mną. Jakby liczył, że dupnę mu tył, tudzież zatrzymam się i porozmawiam z nim na migi.
Zdążyłem już spory kawałek ujechać, jak mnie kolejny raz dogonił i tym razem po "ludzku" wyprzedził. Naprawdę niesamowite małżeństwo.
I tak oto rozweselony trochę dojechałem sobie do Malic, skąd już lekko z górki popędziłem ku Blachowni. Na skrzyżowaniu, które prowadzi do Cisia, skręciłem w przeciwną stronę w las prowadzący do Blachowni, gdzie jakby nie patrzeć prowadzi jakiś szlak rowerowy, muszę się nim kiedyś przejechać, prowadzi on bodajże aż do Lublińca. Krótki objazd for fun & szpan wzdłuż stawu i przez centrum, wypad na drogę na Opole i gnanie do babci na obiad. Droga powrotna standardowa, wzdłuż wylotówki na Opole.

Kaczuszka pływająca sobie po stawie

Kaczuszka © Fludi




  • DST 77.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:09
  • VAVG 24.44km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze

A piast wciąż brak...

Piątek, 8 maja 2009 · dodano: 08.05.2009 | Komentarze 2

Dzisiejszy dystans powiększony o 5km z dnia wczorajszego, gdy wracałem rowerkiem z serwisu. Byłem go odebrać, sądziłem że będzie w nim komplet nowych piast, a tu wał... Zamówione przez sklep piasty przyszły nie takie, jakieś inne w nich ośki były i mocowanie pod tarczę, której ja nie mam... No nic, rower musiałem odebrać weekend nadciąga, więc pojeździć choć troszkę trzeba.

A dzisiaj z rana szybki objazd, chyba wszystkich rowerowych w Częstochowie, szukając na szybko sklepu, który by miał piasty takie, jakie chcę, ale niestety... Trudno chyba będę się musiał wstrzymać na kilka dni znów z tymi piastami, chociaż bardzo mnie drażnią. Powrót do domu na obiad. A po obiadku, czując niedosyt kilometrów, obranie kierunku na Olsztyn. Trasa standard: laskiem nad Wartę, czerwony szlak aż do Olsztyna (w Srocku przedziwny rytuał na skrzyżowaniu koło krzyża, babcie i jakieś dzieciaki, odprawiały jakiś kult... zapewne szatana), powrót czarnym przez Odrzykoń.