Info
Ten blog rowerowy prowadzi fludi z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 17265.34 kilometrów w tym 4527.86 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 127851 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Kwiecień2 - 0
- 2012, Marzec9 - 1
- 2012, Luty1 - 0
- 2011, Wrzesień5 - 2
- 2011, Sierpień19 - 0
- 2011, Czerwiec5 - 2
- 2011, Maj18 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 6
- 2011, Marzec15 - 10
- 2011, Luty1 - 2
- 2011, Styczeń2 - 0
- 2010, Listopad4 - 0
- 2010, Październik6 - 3
- 2010, Wrzesień8 - 0
- 2010, Sierpień23 - 0
- 2010, Lipiec10 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj14 - 11
- 2010, Kwiecień18 - 16
- 2010, Marzec13 - 11
- 2010, Luty3 - 4
- 2010, Styczeń1 - 3
- 2009, Grudzień4 - 8
- 2009, Listopad12 - 18
- 2009, Październik8 - 0
- 2009, Wrzesień6 - 0
- 2009, Sierpień24 - 8
- 2009, Lipiec31 - 30
- 2009, Czerwiec20 - 8
- 2009, Maj20 - 30
- 2009, Kwiecień18 - 4
- 2009, Marzec4 - 0
Blachownia
Dystans całkowity: | 6328.67 km (w terenie 1439.50 km; 22.75%) |
Czas w ruchu: | 264:01 |
Średnia prędkość: | 23.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.62 km/h |
Suma podjazdów: | 34842 m |
Maks. tętno maksymalne: | 221 (112 %) |
Maks. tętno średnie: | 174 (89 %) |
Suma kalorii: | 20225 kcal |
Liczba aktywności: | 112 |
Średnio na aktywność: | 56.51 km i 2h 21m |
Więcej statystyk |
- DST 52.34km
- Teren 14.00km
- Czas 02:21
- VAVG 22.27km/h
- VMAX 42.98km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 1500m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Stara prażalnia we Wręczycy Wielkiej
Sobota, 30 maja 2009 · dodano: 30.05.2009 | Komentarze 4
Z rana po prostu piękna pogoda, jak tylko wyszedłem z klatki to się wróciłem do niej po przejechaniu 10m, bo zaczęło tak niemiłosiernie padać... Także uznałem dzisiaj jazdę za daremną, powrót do domu. Trochę nad książkami poślęczałem, aż do 15 jak się pojawiła oznaka pięknej pogody. Obiadu się nie chciało mi robić, więc spakowałem się czym prędzej jeszcze raz i pognałem do Blachowni do babci. Rtęć w termometrze zbyt wysoko na skali się nie pnie, więc postanawiam założyć wczorajszy nabytek na buty. Wrażenia po nich mam takie, że momentami było w nich za gorącom. Kolejne wrażenia jakie po dzisiejszym dniu mam, to związane z okularkami, że się do nich szybko przyzwyczaiłem.
Troszkę późno, ale lepiej zjeść gotowe niż robić samemu, w końcu zjadłem obiad i postanowiłem się zbierać. Zgadałem się z Emilią na krótką przejażdżkę, więc skierowałem się ku Wręczycy. Spotkanie z Emilią, która zabrała mnie do ruin starej prażalni rud. Jak można zobaczyć, musi ona być naprawdę stara skoro rosnące na jej podłodze obecnie drzewa, wyrastają przez te otwory w stropie. Jej czasy muszą zapewne sięgać dwudziestolecia międzywojennego... Jak będę miał chwilkę, znajdę na necie trochę informacji o tym miejscu.
Będąc w tym urokliwym, a jakże tajemniczym miejscu, czas dość szybko zleciał, słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, piękną pomarańczową barwą, więc postanowiłem się z Emilią pożegnać i pędzić do domu.Prażalnia
© FludiPrażalnia
© Fludi
- DST 45.12km
- Teren 4.00km
- Czas 02:04
- VAVG 21.83km/h
- VMAX 42.16km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 900m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Finał projektu Onyx
Czwartek, 28 maja 2009 · dodano: 28.05.2009 | Komentarze 4
Dzisiaj znów zajęcia na uczelni się skończyły, dziwnie wcześniej niż zwykle... Dlatego, też mogłem jechać do Blachowni sfinalizować projekt Onyx. Myślę, że należy się kilka słów wyjaśnienia czym on jest. Otóż projekt Onyx, to nic innego jak model okularków kolarskich Accenta, posiadających dla takich ludzi-kretów jak ja dodatkową oprawkę na szkła korekcyjne. Okularki kupione w Częstochowie, ale szkiełka korekcyjne dorabiane u optyka w Blachowni. Ktoś pewnie zapyta, po co aż w Blachowni? No niestety u nas w mieście optycy to ździercy i żądali cen delikatnie mówiąc dość wygórowanych, przy tych samych terminach realizacji, a nawet dłuższych, czemu więc miałbym nie zlecić tego komuś poza miastem?
Póki nie wyjechałem z Częstochowy pogoda była jeszcze znośna. Nie padało, nie wiało, było tylko troszkę chłodno. Za miastem warunki zaczęły się już zmieniać ku gorszym. Dobrze, że w miarę sucho udało się mi dotrzeć po te szkiełka, a później w drodze do babci mogłem już moknąć. U babci troszkę odpoczynku na wysuszenie się i ogrzanie. Po odczekaniu łapiąc moment gdy przestało padać zebrałem się w drogę powrotną. Szkoda, że wyjeżdżając z domu nie założyłem błotników...
Przejazd przez Blachownie był jako tako spokojny, nic nie padało, dopóki nie zacząłem z niej wyjeżdżać. Po przekroczeniu jej granic, a wjeździe do miasta jednej wieży, dopadł mnie kolejny raz deszcz i silny wiatr, który jeszcze co gorsza był zbyt często boczny i spychał mnie na środek ulicy. Stąd też szybki manewr bezpieczeństwa - ucieczka na chodnik, gdzie nic już mnie nie spychało pod auta. Teraz byle jak najszybciej do miasta i domu, chociaż z jak największą rozwagą, bo wyczułem już, że obręcze się dość mocno zwilżyły i klocki mają problem z ich złapaniem. W domu praktycznie wszystko mokre, po tym deszczu, no może poza zawartością plecaka. Chyba najwyższy czas zakupu kurtki rowerowej.
- DST 100.81km
- Teren 45.00km
- Czas 04:37
- VAVG 21.84km/h
- VMAX 55.15km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 2200m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Zauroczony kwiotkami-mutantami!
Sobota, 23 maja 2009 · dodano: 23.05.2009 | Komentarze 0
Pobudka jak co sobotę trochę późno, trzeba odespać tragiczny tydzień katorgi na polibudzie... Na chwilę się przebudziłem - gdy rodzice wyjeżdżali do babci - tylko po to, żeby wcisnąć mamie stojak pod pachę. Jeszcze sobie trochę pospałem, by gdzieś po 11 wyjść z domu. Kierunek babcia. Po drodze nalepiłem kilka plakatów piątkowej masy krytycznej, trochę więcej rozdałem ulotek.
Po dojeździe do babci wziąłem się ostro za cel mojej wizyty, bo chciałem mieć to jak najszybciej z głowy, żebym mógł się jeszcze gdzieś przejechać. Kosząc trawa zastanawiałem się gdzie by t pojechać i tak podjeżdżając po jednego kwiatka przypomniało się mi, że gdzieś niedaleko za Kochanowicami mają one swój rezerwat. A skoro one teraz kwitną u mnie w ogródku to i tam też będą.
Koniec koszenia, obiad zjedzony można ruszać, kilka jeszcze minut poświęcam na czyszczenie i smarowanie łańcucha, do tego dochodzi regulacja przedniej przerzutki, która coś nie chodziła tak jakbym sobie tego życzył. Czas się zbierać. Żeby jak najszybciej tam dojechać, wybieram drogę szosą na Opolę, przez Pietrzaki, Herby, Lisów aż do Kochanowic. Przejeżdżając obok starego parkingu, macha mi wesoło dziewczę. Typ: kaukaski, cera trochę spalona od słońca... Ale taki fach, że się łatwo opalić...
na ulicy ruch nie duży, więc się jedzie bardzo miło i szybko. Po dojechaniu do Kochanowic, w miejscu gdzie miałem zjeżdżać na szlak, był sklepik, więc się zatrzymałem w celu uzupełnienia zapasu wody. W momencie gdy ja płaciłem za butelkę wody, mój rower robiłem całkiem nie małe wrażenie wśród kilku dzieciaków, które były pod sklepem jak i pijaczków. Najbardziej dziwiły ich pedałki. Od pijaczków usłyszałem nawet drobny komentarz: Ty zobacz! Jak kurwa można jeździć w takich pedałach... Ano można... Kolejnym etapem ich zdziwienia było jak pozostałość butelki, która nie weszła do bidonu, przelewałem do camelback'a. Tym razem goście już ewidentnie nie wiedzieli co mówić.
Zostawiając wszystkich zdziwionych za sobą, wjeżdżam na szlak prowadzący prosto do rezerwatu rododendronów "Brzoza". Po minięciu kilku domów, zewsząd zaczęły mnie już otaczać łąki, a w oddali lasy. Kilka minut spokojnej jazdy, zachwycając się urokiem okolicy wjeżdżam w las. Gdzieś wewnątrz umysłu, czuję że jestem już blisko... Mijam kolejne stawy Gustaf, Walek, Nowa Brzoza. Na jednym widzę łabędzia, na kolejnym boćka i czaplę, które nim zdążyłem wyjąć aparat wzbijają się w powietrze. Jeszcze kilka zakrętów i już jestem na miejscu.
Pierwsze wrażenie? Oczy lekko się zwiększyły, nadając twarzy minę MEGAZDZIWKI! Mając w głowie obraz rododendronów z ogródka, a widząc to co mam przed sobą, przychodzi mi na myśl jedno słowo - mutanty!
Wbijam na tutejszą wieże widokową, żeby zrobić kilka zdjęć. Kilka wychodzi, ale po chwili pada bateria w aparacie i lipa... No to nie mam już co tu robić czas wracać do domu.
Wracam na niebieski szlak i uderzam nim na wschód. Po drodze, niczego szczególnego już nie ma. Poza tym, że sam szlak momentami jest kiepsko oznakowany, szczególnie koło skrzyżowań i zmian kierunku...
Dojeżdżam do miejscowości Łebki. Przejazd przez wieś kończy się tym, że rozpędzam kultystów, klęczących pośrodku drogi tarasując ją. To był chyba błąd, kilkadziesiąt metrów dalej ich szaman próbuje mnie rozjechać autem! Na szczęście uciekłem, w las gdzie się bał już zapewne wjeżdżać.
Jadąc sobie tak tym lasek i kierując się nim w stronę Herb, spotkały mnie dwie naprawdę niesamowite sytuacje. Pierwsza z nich to jakbym podążał z kamerą za akcją. Wpadając w jeden zakręt dogoniłem takiego niezbyt dużego, czarnego ptaszka z pomarańczowym dziobem, lecącego na wysokości trochę poniżej mojej linii oczu. A tuż przed ptaszkiem leciała jego przyszła ofiara, jakiś bąk, czy coś podobnego owadowego. Natomiast drugim naprawdę fajnym przeżyciem było usłyszeć przeraźliwy dźwięk pisku orła, a po chwili łopot skrzydeł uciekających mniejszych ptaków i pisk zdobytej ofiary. Szkoda, że później mimo częstego patrzenia na niebo nie udało się mi dostrzec krążącego orła.
Po dojechaniu do Herb wydłużam drogę do domu, trzymając sie dalej szlaku dojeżdżam do Cisia skąd odbijam do babci. Trochę zgłodniałem, robi się późno, a nie chce się mi szukać sklepu za batonikiem, wolę zjeść normalną kolację. Kolacja szybko wszamana, czas się zbierać do domu...
Byłbym zapomniał, projekt Onyx przeszedł dzisiaj do drugiego etapu.
Jak dobrze pójdzie w środę zostanie zakończony sukcesem.W drodze do rezerwatu Brzoza
© FludiStaw Walek
© FludiStaw Nowa Brzoza
© FludiHistoria kwiatków-mutantów
© Fludi
Szokujące?Rododendrony
© FludiJeszcze więcej rododendronów
© FludiRododendrony
© FludiPlatforma
© FludiKrzaki Rododendronów
© Fludi
- DST 81.25km
- Teren 14.00km
- Czas 03:52
- VAVG 21.01km/h
- VMAX 43.73km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 1600m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Oczy tej małej jak dwa błękity
Niedziela, 17 maja 2009 · dodano: 17.05.2009 | Komentarze 2
Kolejny dzień z serii "miałem się uczyć cały dzień"... Chociaż dostałem SMS od koleżanki, z zapytaniem czy mam chęć jechać do Olsztyna. No byłem tam wczoraj, ale co mi tam warto wyjść przewietrzyć umysł w miłym towarzystwie. Spotkanie w alejach pod szczytem. Trochę się wrąbaliśmy, bo zapomniałem, że dzisiaj jest jakieś Tour de Częstochowa, trudno…
Krążąc między ludźmi jakoś uciekam stąd kierujemy się ku Zawodziu, a stamtąd już do Olsztyna. Góra Ossona zostaje szybko gdzieś za nami, całkiem sympatycznie jedzie się nam ulicą, chociaż ruch spory, dlatego uciekamy w las na czerwony szlak. Piachów nawet jakoś wiele nie ma, ale gorszy jest stromy podjazd na Zieloną Górę obsypany suchymi liśćmi, przyczepność jak na lodzie… Idąc pod górkę z rowerem na ramieniu prędkość, wcale nie większa niż wcześniej jechaliśmy, więc nie ma to już dla mnie większego znaczenia. Kilka minut odpoczynku koło wejścia do jaskini, która odziwo nie była dziś obstawiona przez grotołazów. I dobrze bo w końcu mogłem zrobić kilka zdjęć tam. I niestety wracamy do miasta, niestety nie każdy nadaje się na dłuższe jazdy mimo sporych chęci.
Jak już tak wyszedłem na ten rower, to nie mogę wrócić do domu z tak krótkim dystansem, taką marną średnią, energia mnie roznosi… Na szybko podejmuję decyzję – do babci przez Konopiska! Rajd przez centrum przebijając się w stronę Stradomia, następnie Dźbowa. Mimo całkiem sporego ruchu, jedzie się nawet miło, a co najważniejsze szybko. Po drodze wyjeżdżając z Konopisk, spotykam kogoś przesympatycznego… Znaczy się Emilkę, wracała do domku od babci. Także sobie troszkę potowarzyszyliśmy we wspólnej jeździe. Mając towarzystwo, do babci wstępuje tylko na chwilkę porwać jakieś ciasteczka i uzupełnić poziom wody w bidonie. Jak dobrze, że u babci zrobiłem sobie stały zapas mineralnej, tak na wszelki. Babcia była tak w ogóle w lekkim szoku, kto się tak na szybko zjawił u niej w progu.
Mimo, że słońce już się coraz mocniej chyliło ku zachodowi, postanowiłem odprowadzić Emilkę do Wręczycy. Z Blachowni to bliziutko. Po dojeździe do Wręczycy, niestety trzeba było się rozstać i pędzić do domu. Kolejne wioski po drodze mijane w dość szybkim tempie i w końcu wjazd do miasta, jeszcze kilka chwil i jestem już w domu.Środek jaskini
© FludiWejście do jaskini w Zielonej Górze
© FludiSkała wejściowa
© FludiPrzed wejściem do jaskini
© Fludi
- DST 69.69km
- Teren 10.00km
- Czas 02:37
- VAVG 26.63km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 1400m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Kolejny raz u babci
Piątek, 15 maja 2009 · dodano: 15.05.2009 | Komentarze 0
Kolejny dzień wolny od studiów dzięki Juwenaliom, na które i tak nie miałem zamiaru iść, więc pobudka troszkę później. Na szybko śniadanie i wyruszam w stronę Blachowni, do babci u której czeka na mnie zadanie bojowe do wykonania. Troszkę pomachałem młotkiem, aż w końcu stwierdziłem, że lepiej przestanę. Jeszcze jutro jak rodzice zobaczą czego dokonałem to dostanę burę za to, że przedobrzyłem. Skoro już miałem na sobie drobne ubranie robocze to uznałem, że zrobię to do czego zbierałem się od dłuższego czasu... Zmiany opon. Na stanie u babci leżała jeszcze Kenda, którą używałem wcześniej na przednim kole, więc się aż tak bardzo nie zjechała. Na szybko zdjęcie kół, Litlle Albert z przodu trafił do tyłu, a Kenda ponownie na przód. A stary łysek..? Do śmietnika. Korzystając dalej z okazji i mając nadmiar czasu do obiadu i "narzędzi" dorwałem jakieś stare szmaty, nasączyłem je nafta i jakąś ekstrakcyjną. Po czym wziąłem się za czyszczenie łańcucha z nadmiaru smaru z jeszcze większą ilością piachu innego brudu z dróg. To samo w przypadku kasety. Po tym drobnym zabiegu obie części napędu odzyskały trochę swojego blasku. Koła z powrotem w swoje miejsca trafiają, smaruje łańcuch, i golenie amorka. Jeszcze tylko drobne mycie ramy ostatnim kawałkiem szmatki z mała domieszką płynu do mycia naczyń. No i rower gotowy do ponownej jazdy. Prawie... Już jakiś czas temu uszkodziłem lekko koszyk od bidonu, dzisiaj zapomniałem o tym i zdewastowałem go zupełnie. No nic trudno, będę musiał kupić coś nowego. Spojrzenie na godzinę, w sam raz zmieściłem się w wolnym czasie do obiadu, po którym postanowiłem wracać do domu. Trasa wydłużona przez Konopiska. Po drodze podbicie do kumpla na Stradom, później po kolejnego i zacząłem z nimi objazd po rowerowych za nowym koszyczkiem. Szybki rekonesans i mam już swój typ. Czarny SQUAD Kellys'a za 25zł i wadze tylko 47g. Drobny objazd z kumplami miasta, piwko wypite i czas się zbierać do domu. Widzę, że chyba nici z mojej jutrzejszej przejażdżki przez deszcze przechodzące w okolicy, więc chyba zostanę w domu i się pouczę. Ewentualnie wybiorę się na jakąś krótka wycieczkę.
Nowy koszyczek na bidon, jak tylko go zobaczyłem na półce w sklepie wpadł mi w oko. Sądziłem, że będzie o wiele droższy, a tu jednak miłe zaskoczenie.Kellys SQUAD
© Fludi
- DST 64.00km
- Teren 7.00km
- Czas 02:49
- VAVG 22.72km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 1300m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Do babci przez Wręczyce
Sobota, 9 maja 2009 · dodano: 09.05.2009 | Komentarze 0
Dojazd do babci poniżej 40min, zrobiony, chociaż nigdy nie był to mój cel... Wyszło z przypadku. A jeżdżenie do niej, oklepaną drogą na Opole, zaczyna mnie delikatnie nudzić. Także szukając wrażeniem i dłuższej jazdy, po zaliczeniu trasy przez Wrzosową, Huty Stare i Konopiska; przyszedł teraz czas na Wręczycę Wielką... Nie ma po drodze co prawda, niczego szczególnego i wartego zobaczenia (chyba...), ale jakoś drogę trzeba sobie wydłużyć. Trasa z domu aż do Parkitki taka sama, tylko tutaj na światłach odbijam ku ulicy Wręczyckiej. 10km prostej drogi i jestem we Wręczy Wielkiej, mijając wcześniej jakiś kilka okolicznych wiosek. We Wręczycy na skrzyżowaniu odbicie (w lewo) na drogę ku Blachowni). Po drodze, spotkałem znajomą, która się wybrała na krótką przejażdżkę do sklepu, po bułki na śniadanie (grubo po 11 było, no cóż niektórzy mogą pospać...), chwilka rozmowy i czas ruszać w dalszą drogę. I tu niespodzianka, tak około w połowie drogi do Malic, ktoś mnie dogonił swoją "meganką" i chamsko na mnie trąbi. Dodam, że jechałem środkiem pasa, tylko on za mną i kompletnie nic z przeciwka. Obejrzałem się będąc ciekaw, co to za debil nie potrafi wyprzedzić rowerzysty jadącego trochę ponad 30km/h. Jakiś taki prawie dziadzio... Coś tam zaczął wymachiwać zza szyby, jego luba zresztą też. No nic jakby nic uznałem, że głupimi nie warto się przejmować i podążałem, dalej środkiem pasa. Niestety gostek nie odpuścił dłuższą chwilę jechał za mną, aż w końcu przełom postanowił się zrównać ze mną i coś zza szyby dalej wymachiwać, pewnie niemy był skoro słów mu tak brakowało, małżonka chyba też bo nawet szyby nie raczyli otworzyć. No nic trudno, dla nich ręce grają hejnał środkowym palcem w podzięce. Delikatnie to gościa rozeźliło, bo chciał wyprzedzać, ale TIR z naprzeciwka zmusił go do schowania się za mną chociaż nawet trochę zwolniłem i zjechałem ku poboczu, po czym postanowił mnie wyprzedzić spory kawałek i na złość zatrzymać się tak ze 100m przede mną. Jakby liczył, że dupnę mu tył, tudzież zatrzymam się i porozmawiam z nim na migi.
Zdążyłem już spory kawałek ujechać, jak mnie kolejny raz dogonił i tym razem po "ludzku" wyprzedził. Naprawdę niesamowite małżeństwo.
I tak oto rozweselony trochę dojechałem sobie do Malic, skąd już lekko z górki popędziłem ku Blachowni. Na skrzyżowaniu, które prowadzi do Cisia, skręciłem w przeciwną stronę w las prowadzący do Blachowni, gdzie jakby nie patrzeć prowadzi jakiś szlak rowerowy, muszę się nim kiedyś przejechać, prowadzi on bodajże aż do Lublińca. Krótki objazd for fun & szpan wzdłuż stawu i przez centrum, wypad na drogę na Opole i gnanie do babci na obiad. Droga powrotna standardowa, wzdłuż wylotówki na Opole.
Kaczuszka pływająca sobie po stawieKaczuszka
© Fludi
- DST 44.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:44
- VAVG 25.38km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 400m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień rekordowego tempa
Sobota, 2 maja 2009 · dodano: 02.05.2009 | Komentarze 0
Od początku dnia, nie miałem się co nastawiać na jakieś dłuższe trasy. Na daczy miało być trochę prac, wymagających mojego wykształcenia łopatologicznego i umiejętności obsługi kosiarki... Wyjazd z domu punktualnie o 10.00, dystans do pokonania dokładnie 19.53km. Trasa wiedzie głównie ścieżkami rowerowymi lub asfaltem, jak mam ochotę mogę sobie ją urozmaicić, jadąc bezdrożami, ale dziś sobie je darowałem, dwa dłuższe podjazdy kilka więcej zjazdów. Wydaje się droga być naprawdę prosta, jedyny jej minus wiatr w twarz, ale dziś się nim nie przejmowałem, bo dziś był dzień rekordu. Cały ten blisko 20km odcinek, po raz pierwszy udało się mi pokonać poniżej 40min, ze średnią jakiej jeszcze nigdy nie miałem 29.68km/h. Gdy to zobaczyłem po dojechaniu na miejsce, byłem w delikatnym szoku... Nie dane było się mi dłużej cieszyć tym wynikiem, bo praca czekała... No i tak z nią zleciał prawie cały dzień, poza spalonymi wczoraj ramionami i kolanami, dzisiaj doszły mi plecy i kark. Będzie się trzeba czymś nasmarować.
Trochę po 18, postanowiłem wracać do domu, tym razem trasa troszkę dłuższa. Odwiedziłem staw w Blachowni, a po dojechaniu do miasta skierowałem się ku Jasnej Górze by sobie z niej zjechać w aleje. Będąc pod nią jakiś trzech gości na MTB'kach pyknęło mi fotkę gdy im pomachałem. Zjazd w aleje, AK przez promkę i domek.
- DST 69.00km
- Teren 9.00km
- Czas 02:54
- VAVG 23.79km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 500m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Pękła szprycha
Czwartek, 30 kwietnia 2009 · dodano: 30.04.2009 | Komentarze 2
Dziś znów miałem odwiedzić babcię. Trasa odwrotnością poprzedniego wyjazdu do niej. Szybki przejazd przez miasto ku Błesznie i objęcie kierunku na Wrzosową. Gdzieś między Błesznem, a Wrzosową spotykam znajomego także na rowerze pędzącego do domu, no to się z nim aż do Huty Starej A przejechałem, za kościołem ja w lewo, on w prawo i dalsza droga znów w samotności. Przejażdżając przez Hutę Starą B, zauważyłem że koleżanka z LO w końcu sobie przed domem płot postawiła... Cud! Po rozdzieleniu się kawałek podjazdu i ponownie wskakuję na zielony szlak rowerowy. Szlakiem przez kolejne wioski dostałem się do babci w Blachowni. Tam mały postój, głównie ze względu na to, że zaczęło delikatnie padać. Korzystając z chwili troszkę oczyściłem rower z kurzu i błota, spuściłem kilka kropelek smaru na łańcuch. Tak czyszcząc rower, przypadkiem szturchnąłem dłonią kilka szprych w tylnym kole... Efekt zobaczyłem, że jedna ma całkiem spory luz. Po głębszym jej zbadaniu okazało się, że zerwał się taki cypelek utrzymujący ją w kołnierzu piasty. Widząc ten poważny defekt koła napędowego, zrezygnowałem z dalszej podróży oddalającej mnie od domu i czym prędzej, najkrótszymi drogami popędziłem ku Częstochowie. Niestety żaden ze sklepów, nie chciał się zając takim banałem tuż przed zamknięciem. No nic trudno, w poniedziałek odstawiam rower na wymianę obu piast...
Byłbym zapomniał po powrocie do domu, dorobiłem się już rogów, tak więc jutro na pierwszomajowej przejażdżce będę mógł je przetestować. Tylko oby nie padało, bo będą nici z wielkich planów.
- DST 67.00km
- Teren 24.00km
- Czas 03:08
- VAVG 21.38km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Taka niedzielna przejażdżka...
Niedziela, 19 kwietnia 2009 · dodano: 19.04.2009 | Komentarze 0
Początkowo miała to być poobiednia wycieczka do babci i z powrotem, ale wyszło na to, że jako drogę powrotną wybrałem zielony szlak rowerowy, który pewnego pięknego dnia wyrósł obok babci domu... Tak po zorientowaniu się na mapie, wychodzi na to, że zaczyna się on daleko na północy w Kruszynie, wiodąc przez Kłobuck, Blachownie, Konopiska, Poczesną aż do stacji kolejowej w Korwinowie...
No mnie bynajmniej najbardziej zainteresował odcinek Blachownia-Poczesna. No to jedziemy do domu nim... Tak na oko 30-40km będzie do przejechania. Po ubiegłorocznym tornadzie w okolicy Blachownia trzeba przyznać ładne przerzedzenia lasów... Miejsce gdzie pamiętam zawsze był las nad rzeczką, teraz nagle wyrosła góra-wał. Szlak muszę przyznać jest całkiem nieźle oznakowany, szczególnie na trasie Blachownia Konopiska, jak nie było drzewa gdzie można by go zaznaczyć, ktoś się postarał o wkopanie słupka ze znaczkiem. Na trasie między Konopiskami, a szosą na Poczesną, już trochę gorzej, ale ogólnie jest dobrze. Jako, że nie chciało sę mi jechać do Korwinowa, tuż przed Poczesną odbijam w lewo na Huty Stare A i B, następnie Wrzosowa i wjazd na Błeszno... Szybki przejazd przez miasto do domu...
- DST 45.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:57
- VAVG 23.08km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 500m
- Sprzęt Kross Hexagon V6 - sprzedany
- Aktywność Jazda na rowerze
Znów do babci
Piątek, 17 kwietnia 2009 · dodano: 17.04.2009 | Komentarze 0
Kolejne odwiedziny u babci. Trochę dłuższy postój, w czasie którego troszkę odświeżyłem rower... Mycie, smarowanie, dokręcanie śrubek...